Podróż RPA Namibia 2009 - AWARIA NA ZAMKU - PASEK CZĘŚĆ 1



Wyjeżdżamy senną drogą do Aus i ponownie skręcamy na szutry – drogi kategorii C i D. Szutry SA szerokie i nie tak nudne jak asfalt. Jedzie się wspaniale. Pędzimy ponad 100 km/h przez 210 km mijając 7 samochodów, w tym przez ostatnie 120 km żadnego. Mijamy znowu przepiękne słomkowe łąki, po których chodzą stada krów, strusi i innych zwierząt. W tle widnieją góry, które wyglądają jak kopie Góry Stołowej z Kapsztadu.

Wjeżdżamy do bardziej zielonej doliny. Robi się kolorowo. Wszędzie słychać śpiew ptaków, a kolory zieleni SA najróżniejsze. Jest coraz więcej drzew. Widać, że okolica bardziej żyzna i bogatsza. Dojeżdżamy do Helmeringhausen. Tankujemy na wszelki wypadek benzynę, kupujemy piwko i suszone pyszne mięso z antylopy, którym zajadamy się przez całą dalszą drogę. Ku naszemu zdziwieniu w miasteczku droga jest asfaltowa. Ale tylko w miasteczku. Pędzimy dalej C14 po szerokich szutrach jakąś dolina otoczoną górami i niskimi krzaczkami.

W tle na czerwono wśród chmur zachodzi słońce. Po drodze mijamy 3 zaprzęgi konne (ośle), kilka stad antylop i znów skręcamy w trochę gorszą drogę D….. Do zamku w Duwisib. Jeszcze jakieś 45 km. Szybko robi się ciemno. Droga gorsza, bo D, nie pozwala już na jazdę szybszą niż 50 km/h. Sporo kamieni, tarka. Mijamy ze 2 domy i po 30 km w ostatniej chwili skręcam kierownicą żeby nie wjechać w przepełzająca przez drogę żmiję. Jadę trochę wolniej. Droga robi się bardziej piaszczysta. Czasami zarzuca naszym samochodem, ale dzielnie walczymy po ciemku z kilometrami.

Nagle wjeżdżamy w piach. Samochód zarzuca z boku na bok. Powoli wytracamy prędkość, ale jedziemy. Wolniej i wolniej, aż w końcu stajemy w piachu. Ciemno. Wychodzimy z samochodu. Daleko do twardszej drogi nie jest. Nie wbiliśmy się też głęboko. Pod koło podkładamy wycieraczkę samochodową, ale nie wystarcza. Kopiemy się głębiej. Przesuwamy wycieraczkę. Znajduję kamień. Oczyszczam drogę przed drugim kołem i podkładam kamień. Próbujemy ruszyć z 2 biegu. Nie dajemy rady. Starujemy z 1. Karol pcha, samochód się męczy, ale bardzo powoli, w ogromnych tumanach kurzu wydostajemy się. Karol cały w piachu. Wszystko w kurzu.

Oby więcej takiego piachu nie było, bo nocleg w zakopanym samochodzie niewiadomo gdzie może nie być przyjemny. Jadę ostrożnie. Droga robi się dużo lepsza. Mieliśmy chyba szczęście. Zaczynają się pagórki. 50 metrów w dół, pagórek, 50 metrów w dół, pagórek – i tak przez kilkanaście kilometrów. Wjeżdżając na pagórek – zaraz za nim czają się sowy, które uciekają w popłochu przed światłami naszego samochodu.

Dojeżdżamy do zamku, bo widzimy światła. Na kokpicie naszego pojazdu zapala się nagle lampka ładowania. Nic nowego. Zapala się zawsze gdy uruchamiamy nasz samochód. Wiem, że coś jest nie tak. Nagle widzę, że szybko rośnie temperatura wody. Po chwili zapala się lampka ostrzegawcza. Rozlega się dźwięk. Stajemy. Wyłączam silnik. Zostało 300 metrów do zamku i noclegu.

Czekam chwilę. Widać ślady wyciekającej wody za samochodem. Otwieramy pojemnik z wodą, który trochę wybucha i wylatuje para i wrzątek pod ciśnieniem. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Dolewamy wody i postanawiamy spróbować dojechać do kempingu. Ruszamy. Lampka ładowania nie zgasła. Opadła tylko temperatura wody. Ale nie na długo. Zaczyna znowu szybko rosnąć.

Docieramy jednak do kempingu. Wyłączamy silnik. Mówimy co się dzieje i że potrzebujemy noclegu. Otwieramy maskę Właściciel kempingu szybko znajduje przyczynę. Nie mamy paska od alternatora. Musiał się zerwać po uderzeniu jakiegoś kamienia niedaleko od kempingu, bo niemożliwe żeby to się stało 30 km wcześniej gdy się zakopaliśmy. Właściciel lituje się nad nami i oferuje pokój za 200 dolarów namibijskich, a następnego dnia obiecuje nam pomóc przy samochodzie – taka mamy nadzieję.

Ładujemy rzeczy na jakiegoś pickupa. Nasz samochód porzucamy przy recepcji. Jedziemy kilkaset metrów na pace samochodu do domku. W domku nie ma elektryczności. Wszystko oświetlamy 3 nastrojowymi lampkami naftowymi – 2 pokoje, kuchnię i łazienkę. Na szczęście są łóżka i prysznic. Przygoda niezła. Cieszymy się i dziwimy zarazem, że samochód zepsuł się tuż przy kempingu, a nie na przykład podczas zakopania w piachu. Dobrze też, że z tego piachu się wykopaliśmy. A swoją drogą jesteśmy 80 km od najbliższego miasta (czyli kilku domów). I chyba możemy liczyć na pomoc miejscowych. Tylko co będzie, jak nie wykombinujemy paska, albo jak zepsuło się cos jeszcze? Windhoek jest jakieś 500 km dalej. Pozostaje się cieszyć, że jesteśmy na kempingu w środku Namibii, z dala od innej cywilizacji i nie na środku drogi z dala nawet od kempingu. Wtedy byłoby dopiero ciekawie.

Co przyniesie jutro? Zobaczymy. Musimy naprawić samochód. Oby się udało i nie trwało zbyt długo. W zasadzie znowu nie wiemy zbytnio gdzie śpimy. Za oknem chodzi jakiś zwierz. Zepsuty samochód daleko. A my w świetle lamp naftowych, przegryzając suszoną antylopę, popijając winkiem przeżywamy dzisiejszą przygodę, lekko obawiając się co będzie w nocy na bezludziu i co chodzi za oknem…

  • Duwisib Castle
  • Duwisib Castle
  • Duwisib Castle