Pobudka. Nie okradli nas. Ale zmarzłem niesamowicie. Spałem w 3 polarach z owinięty mi kurtką nogami. Ale z zimna nie mogłem spać. Czuję, że będę chory. Zbieramy mokre od porannej rosy rzeczy, pakujemy się i jedziemy. Wstępujemy w mieście do sklepu po śpiwór albo koce dla mnie. Nic z tego, Kupujemy tylko żarcie i leki. W Stellenbosch czujemy się w końcu bezpiecznie. Spokój. Nikt się nie śpieszy. Jest ładnie, bardzo ładnie. Białe parterowe domki z werandami. Masa zieleni. Naprawdę ładnie. Moglibyśmy tu posiedzieć ze dwa dni.
Wypijamy poranną kawę w jakiejś knajpce i jedziemy do winnicy Neethlingschof ze wspaniałym szpalerem drzew wzdłuż drogi do niej prowadzącej. Drzewa pochylone są od wiatru w jedną stronę i wyglądają jakby od każdej strony otaczały drogę jak tunel. Byłem tu 8 lat temu. Idziemy do winnicy. Karol testuje 6 winek, ja tylko trochę. Prowadzę przecież. Jedno mi smakuje, ale reszta nie bardzo. Nic nie kupuję. Jedziemy do kolejnej winnicy – Boschendal. Karol znowu testuje, ja znowu trochę. Siedzimy pod wielkim rozłożystym drzewem podobnym do dębu (bo podobne do żołędzi coś spada z niego). Pod drzewem jest bar winny i stoliki. Jest ładnie, cicho, spokojnie i przyjemnie ciepło. Taka sielanka. Wypijamy, przegryzamy serkiem i jedziemy dalej. Jeszcze wstępujemy do Franschoek.
Nic specjalnego. Po drodze ciągną się winnice. Cała masa. Można by jeździć od jednej do następnej i smakować. Wyjeżdżamy jednak w stronę Namibii. Do pokonania ponad 700 km. Krajobraz zmienia się co kilkadziesiąt kilometrów. To góry, doliny, półpustynia, to znowu piach, skały,, wypalone trawy, uprawy winogron, cytrusów. Miasta spotykamy coraz mniejsze i coraz rzadziej. Zjadamy po drodze jakieś mięso z byka z torebki. Na drodze coraz luźniej. Widać, że jedziemy w mniej zaludnione rejony.
Jedziemy około 600 km do Springbok. Znajdujemy niezły, prawie pusty camping. Znowu czujemy się bezpiecznie. Wstaje księżyc. Pełni już nie ma. Ale gwiazd mnóstwo. Tylko w Afryce tak krystalicznie czyste niebo z ogromną liczbą gwiazd można zobaczyć. Wokół cisza, czasem przejedzie niedaleko jakiś samochód. Kolejna bezchmurna noc z tysiącami gwiazd. Śpimy w samochodzie. Znowu zimno, ale nie tak bardzo jak w Stellenbosch. Wytrzymuję do rana.