Podróż RPA Namibia 2009 - QUIVERTREE FOREST - POWRÓT dzień 1



26.04.2009

Rano wstaję i mam wrażenie, że będę chory. Zaczynamy wracać. Przed nami bardzo długa i żmudna droga. Po około 500 km w okolicy  Keetmanshoop skręcamy Quivertree Forest z najdziwniejszymi drzewami Namibii. Fascynujące kształty, trochę karłowate. Jesteśmy pod wrażeniem. Wyjeżdżając, przez tradycyjną przydrożną siatkę, w jakimś prywatnym chyba Game Parku widzimy dwa leopardy wpatrujące się w dal. To nie to samo, jakbyśmy je widzieli w Etoshy, ale zawsze coś. Ładne są. Widzieliśmy.

Nocą (koło 20) przekraczamy granicę. Żegnaj Namibio na jakiś czas! Wrócę tu! Jeszcze kawałek asfaltu, kilka zwierząt na drodze i odbijamy w bok. Postanowiliśmy spać niedaleko Upington w okolicy Augrabies Falls – wodospadów na Orange River. Boczna droga znowu szutrowa. Pierwsze 5 km jakoś poszło. Dalej zaczynają się podmycia. Ślady płynącej rzeki są na drodze. Coraz większe dziury i piachy. A już miało ich nie być i co mamy powiedzieć naszemu Golfowi?

Jest coraz gorzej. Co chwilę przekraczamy wyschnięte strumienie i pokonujemy naniesione piachy. Przed nami jednak staje niezła piaskownica i porządnie podmyta droga. Jest nieźle. Stajemy. Bardzo nierówno i bardzo piaszczyście – po ciemku wygląda jeszcze ciekawiej. Wychodzimy z samochodu.

Przechodzimy i sprawdzamy czy damy radę przejechać. Jestem bliski zawrócenia. Jest ciemno, jesteśmy na uboczu. Nie chcę tu utknąć albo zgubić zawieszenia. Karol mówi, że słabo to widzi, ja też. Ryzyk fizyk. Jedziemy. Pokonujemy przeszkodę na prędkości. Nie zakopaliśmy się. Zostało 25 km. Droga trochę lepsza. Ale mam wrażenie, że to nie koniec emocji. Przejeżdżamy piachy, ale nic specjalnego.

Widzimy cywilizację i nagle stajemy przed ogromnymi piachami. Zostały 3 km. Trochę szkoda teraz zawracać i wracać 42 km. Ale piachy są naprawdę duże. Normalny człowiek Golfem by się nie pchał. Skoro są światła, to pewnie w razie co kiedyś nas wyciągną. Ruszamy i jedziemy na jedynce ile wlezie – na prędkości. Samochód się kopie w piachu.

Silnik ryczy. Piach trze o podwozie. Docieramy do twardszego podłoża. Chwila oddechu. Ze 300 metrów za nami. Przed nami to samo co za nami – tylko więcej. Skoro zaczęliśmy, to musimy skończyć. Robimy to samo. Docieramy do kolejnej wysepki twardszego podłoża pośród morza piachu. Tym razem było z 600 metrów. Zawsze do przodu.

Przed nami bez zmian. Piach. Ale tym razem naprawdę końca nie widać. Jedziemy, samochodem rzuca na boki, silnik wyje paskudnie, trzemy podwoziem o piach, zaczynamy zwalniać. Samochód prawie staje. Ale nagle łapie łysymi jak moja głowa oponami trochę twardszego. Przejechaliśmy. Samochód był dzielny. Docieramy do cywilizacji i asfaltu. Przez ładnych parę kilometrów sypie się z nas jak z piaskownicy.

 Ja mam dosyć szutrów. Dojeżdżamy do backpackersów, gdzie chyba tylko my śpimy.

  • Quivertree Forest
  • Quivertree Forest
  • Quivertree Forest
  • W trawach