Około 11 ruszamy do Etoshy. Droga znowu asfaltowa. Szybko dojeżdżamy i załatwiamy formalności. Jesteśmy w Etoshy! Ledwo wjeżdżamy wpadamy w stado zebr.Jedziemy dalej.
Przed samochodem przechodzi lew. No ładnie się zaczyna. Mało tego. Lew jest w trakcie polowania. Skrada się do samotnej antylopy. Ukryty w wysokiej trawie, przyczajony, bezszelestnie skrada się do niej. Ręce nam się trzęsą z wrażenia. Robimy zdjęcia, kręcimy film. Nagle rusza. Antylopa orientuje się, biegnie przez chwilę. Lew rezygnuje. Chyba był za daleko. Antylopa wydziela jakieś dźwięki odstraszające lwa. Lew odchodzi. Szkoda, że nie widzieliśmy polowania do końca. Ale jesteśmy pod wrażeniem tego co widzieliśmy. J
edziemy dalej. Mijamy niezliczone stada zebr stojących na drodze. Tu i ówdzie stoją antylopy i strusie. Zebry stoją w grupkach po 2-3 przeważnie chroniąc malutką zebrę. Stoją i wyglądają jakby się przytulały. Kładą sobie głowy na grzbietach. Wyglądają prześlicznie. Robimy dziesiątki zdjęć. Są bardzo zgrabne i fotogeniczne.Mijamy kolejne stada antylop, strusi, Gnu, duże ilości małych wiewiórek i różnych ptaków. Są ptaki, które stoją i zjadają zebrowe kupy. Nazywamy je gównojadami.
Oglądamy w kilku miejscach ogromne Etosha Pan. Cały czas przeżywamy polowanie. Na koniec dnia (na kemping musimy wrócić przed zachodem słońca) jedziemy do Olifantsbad na słonie. Ale poza śladami ich obecności w postaci Elephant’s Shit niestety nie widzimy słoni. Wracamy. Mijamy duże ilości szakali. Jeszcze nie wiemy co nas czeka nocą. Widzimy stado kiludziesięciu ptaków, które nazywamy indykami lub bażantami.
Nagle w stado naszych bażantów wpada szakal. Uciekają gdzie popadnie. Starsze starają się przepędzić szakala. Jeden z nich w pośpiechu wskakuje na dach samochodu. Dopiero gdy ruszamy zeskakuje. Wracamy na kemping. Nareszcie rozbijamy namiot. Jesteśmy zmęczeni spaniem w samochodzie. Wreszcie też się kąpiemy.
Idziemy na kolację. Po alejkach wśród domków i namiotów biegają szakale, dziesiątki szakali. Niczego się nie boją. Zachowują się jak psy. Są trochę nerwowe. Wyglądają bardzo wrednie.. Pytamy, czy są niebezpieczne. Podobno nie, bo nie jesteśmy ich jedzeniem. Wesołe. No cóż, rzeczywiście przechodzimy obok jednego jedzącego jakąś padlinę na ulicy i nic sobie nie robi z naszej obecności. Tak więc akceptujemy się nawzajem i szakale biegają wokół nas.
Idziemy do restauracji. Atakujemy szwedzki stół za 70 zł od głowy. Zjadam chyba pond kilogram, a może półtora kilograma steków z Beefa i Gemsboka na przemian. Do tego przegryzam udkami z kurczaka. Najadam się do bólu.
Na deser idziemy nad pobliskie oczko wodne, Jest oświetlone. Warto było przyjechać do Etoshy. W oczku wodnym stoi wielki nosorożec. Na brzegu stoją jeszcze 3. Widzimy też śmiesznie pochylająca się do picia żyrafę. Nosorożce widuje się rzadko, a co dopiero 4 i to w nocy przy wodopoju. Rewelacja. Nie możemy oderwać oczu. Robię kilkadziesiąt zdjęć, tym razem nocnych. Szkoda, że ukradli mi statyw. Ale i tak kilka zdjęć chyba jest ostrych i ładnych.
Kwalifikuje polowanie razem z nosorożcem na drugie miejsce w rankingu hitów wyjazdu. Nie mogę wyjść z podziwu i nacieszyć wzroku tym, co widzę. Nosorożce odchodzą to znowu przychodzą. Przyszedł też inny nosorożec, ale przywódca stadka przepędził go groźnymi pomrukami. Pełni przeżytych wrażeń idziemy spać, lekko zaniepokojeni widocznymi w oddali błyskami.
Zdążyliśmy przespać ze 2 godzinki i przychodzi burza i deszcz. Uciekamy z namiotu do samochodu i zwijamy szybko namiot. Resztę nocy spędzamy w samochodzie. A miało być tak pięknie. Może jednak lepiej, bo pomruki szakali i szelest traw poruszanych przez biegające wokół namiotu szakale budziły mnie co chwilę. Niby nie groźne, ale dreszczyk emocji we mnie był. Wokół ciągle nowe, nieznane odgłosy parku.
23.04.2009
Wstaję przed 6, przed wschodem słońca. Idę nad oczko wodne. Do oczka podchodzi właśnie stado zebr. Pięknie odbijają się w tafli wody.
Słychać głosy hien i groźne pomruki lwa, Zebry uciekają, ale lew nie przychodzi, tylko ryczy gdzieś w oddali. W przerwach słychać głosy szakali i śpiew ptaków. Kolejne zebry podchodzą do wodopoju i odbijają się w tafli wody, pijąc ją. Słuchając pomruków lwa nie mogę wyjść z zachwytu nad wczorajszymi wydarzeniami, polowaniem i nocnym widokiem nosorożców odbijających się w wodzie, nocnych wędrówek i pokrzykiwań szakali i porannego widoku pijących zebr.
Cieszymy się, że jesteśmy w Etoshy. Byłoby czego żałować, jakby nie udało nam się przyjechać. W nocy nad Etoshą przeszła niewielka burza z deszczem. Wystarczyła jednak do tego żeby uciekać do samochodu. Nocami śnią nam się coraz bardziej bzdurne sny, z których potem śmiejemy się do łez.