Jestesmy juz dziewiaty dzien w Meksyku. Dzisiaj wczesnie rano wyruszamy do El Tajin. Po drodze w Talancingo najpierw tankujemy wydajac ostatnie pieniadze bo nie biora kart kredytowych a pozniej staramy sie znalezc automat z gotowka. Znajdujemy jedno miejsce lecz kilkuminutowe proby z obu kartami koncza sie fiaskiem. Nie chca rowniez wymienic naszych dolarow. Na szczescie 200 metrow dalej znajdujemy inny automat, z ktorego wyciagamy rownowaznosc $200. Uff! Mozemy jechac spokojnie dalej. Wiekszosc trasy jest bardzo malownicza i wiedzie przez gory. Przecinamy sie przez nie waska i kreta droga. Nie da sie jechac szybciej niz 35-45 km/godz. W miare zblizania sie do celu temperatura coraz bardziej rosnie z 16*C do 40*C. Klimat, ktory nam tak bardzo odpowiadal, zostawiamy za soba. W malym miasteczku w poblizu ruin – Papantla szukamy hotelu. Miejscowosc polozona na zboczu gory roi wrazenie jakby przy topikalnej ulewie miala sie cala obsunac w dol. Lecz w calej tej masie tandety wyrasta ladny ryneczek, przy ktorym jest calkiem przyzwoity hotel. Przez chwile dochodzimy do siebie w klimatyzowanym pokoju i jedziemy do ruin El Tajin. Na kretej drodze w dol zaskakuje nas tropikalna burza. Z gor leje sie potok blota i mnostwo jakichs smieci. Po chwili wraca slonce i jest upal.
Ruiny robia niezwykle wrazenie. Tajemnicze budowle wylaniaja sie wprost z soczystej tropikalnej dzungli. Archeologowie oceniaja czas powstanie tego miasta na przestrzeni miedzy V a VIII wiekiem i nikt nie wie kto je wybudowal. Pozniej slady wskazuja, ze wprowadzili sie tu Totonakowie, ktorzy kontynuowali budowe do IX wieku lecz i oni odeszli okolo 1000 lat temu. Miejsce to pochlonela dzungla i odkryto je dopiero pod koniec XVIII wieku. Budowle El Tajin bardziej przypominaja starozytne budowle poludniowo-wschodniej Azji niz prastare budowle z innych czesci Meksyku.
Wracamy na kolacje do Papantla i jedzac na balkonie nagle zauwazylismy, ze na bardzo wysoki slup wdrapuja sie voladores – mezczyzni w kolorowych kostiumach, ktorzy po odbyciu rytualnych, trwajacych ponad godzine, spiewow zaczynaja sie spuszczac na ziemie na linach przywiazanych do nog. Liny powoli sie odwijaja ze slupa a oni glowa w dol opadaja przez kilka minut robiac 13 okrazen. Jest to stary zwyczaj nawiazujacy do dawnych tradycji Totonakow i symbolizuje zejscie czlowieka-ptaka na ziemie zapewniajac jej plodnosc.