We wtorek rano wyruszamy w droge do Teotihuacan. W miare latwo udaje nam sie trafic na autostrade, ktora musimy czesciowo sie wrocic do Mexico City, lecz pozniej z niej zjezdzamy chcac pojechac na skroty. I tu zaczynamy sie bardzo gubic i bladzic. Czesto, praktycznie na kazdym rozstaju drog sie zatrzymujemy i pytamy o droge. Wreszcie policjant nam rzetelnie objasnia dalsza trase i mijajac wskazane przez niego charakterystyczne punkty trafiamy do celu. Zatrzymujemy sie na 2 noce w uroczym hotelu tuz obok ruin. Jemy maly lunch i idziemy zwiedzac starozytne miasto Teotihuacan. Wybudowal je lud o tej samej nazwie ponad 2000 lat temu. W VII wieku n.e. Teotihuacanowie odeszli stad z nieznanej przyczyny w niewiadomym kierunku a wielkie miasto poszlo w zapomnienie. Jego potezne budowle zarosla dzungla tak szczelnie, ze nawet Aztekowie nigdy sie nie dowiedzieli o jego istnieniu mimo, ze stolica ich imperium – Tenochtitlan lezala niespelna 40 kilometrow stad. Miejsce to odkryl dopiero przez przypadek zakonnik hiszpanski w polowie XVIII wieku.
To co dzisiaj sie zachowalo to dwa kompleksy budowli polozonych po dwoch koncach tzw. Alei Umarlych. Ma ona okolo kilometra dlugosci i po obu jej stronach wznosza sie swiatynie. Z jednej strony Aleja konczy sie Cytadela wielkosci krakowskiego rynku a w srodku niej jest piekna swiatynia ze wspanialymi rzezbami i piramida. Na drugim koncu jest ogromny palac wladcy, kilka swiatyn oraz dwie najwyzsze w calej Ameryce piramidy. Wyzsza z nich Piramida Slonca ma ponad 70 metrow i jest druga co do wysokosci piramida na swiecie po piramidzie Cheopsa w Egipcie. Mniejsza Piramida Ksiezyca ma okolo 65 metrow. Na obie mozna wejsc, co skrzetnie wykorzystujemy i mozolnie sie na nie wdrapujemy. Z gory jest przepiekny widok. Zwlaszcza z nizszej, ktora jest polozona w osi Alei. Siadamy na szczycie w towarzystwie piesia, ktory tez sie tu z nami wdrapal i kontemplujemy przez dluzszy czas widok jedzac bulke, ktora dzielimy sie z naszym czworonoznym towarzyszem wspinaczki.
W naszym hotelu jest basen wiec miedzy porannym a popoludniowym wypadem do ruin chcemy sie zrelaksowac zazywajac kapieli, lecz woda jest dosc chlodna mimo, ze jest podgrzewana. Jak widac nie w calym Meksyku panuje w lecie upal. Klimat jest wprost wymarzony. W pobliskim miasteczku kupujemy sobie swieze buleczki i kilka butelek wody na jutrzejsza podroz, chcemy rowniez wyciagnac gotowke z automatu, lecz nam sie to nie udaje i dzwonie do Krakowa z ulicznego automatu. Slychac jak dzwoni telefon i po chwili moja mama podnosi sluchawke. Nasze slowa mieszaja sie z ulicznym gwarem. Technika coraz bardziej wkrada sie w nasze zycie.