Nafplio - Korinthos (kanał) – Ateny
W jakimś przewodniku napisali, że to najpewniej najpiękniejsze greckie miasto. No, przynajmniej to niewyspowe. Twierdza w morzu bez dostępu z lądu. Ogromna twierdza po Wenecjanach na górze w skale. Dla szczęściar z Polski dziś wstęp wolny ( zawsze to dwa euro w kieszeni). Wieje tak, że zaczynam żałować, że nie mam nadwagi (dla widoków warto!).
Przedostatni stop (mamo, nie czytaj) – kolejny Albańczyk. W tej muzyce jest słońce (wystarczy włączyć ogrzewanie, muzykę, popatrzeć na palmy). Ostatni stop (dziękuję wszystkm) i zaczyna się zima. Zjeżdżamy z trasy i zatrzymujemy się przy kanale korynckim. Odzywa się też grecka gościnność i jakaś wrodzona chęć pokazania swojego kraju, siebie, pomocy. Gadki szmatki, najlepsze pytanie wycieczki (czy z M. łączy was inna relacja niż przyjaźń?), ateńskie zaproszenie, jednak przyjęte (kiedyś trzeba), zwiedzanie mieszkania, skrępowane przemyślenia o obudzeniu się rano na dworcu bez nerki, greckie przysmaki w syropie.
Wieczorem napieprzamy się panów pod parlamentem, godzinę szukamy chleba, a potem godzinę fast fooda, obserwujemy grecką młodzież, wozimy się metrem.
Hello beautiful girls! - wita nas w hostelu śmieszny indyjczyk (hindus). Niech żyją polskie szczęściary.