Może Stambuł nie jest wymarzonym miastem jeśli chodzi o zwiedzanie (o zwiedzanie, nie o atrakcje!). Jest natomiast niesamowity, pod względem możliwości poznawania ludzi. Nie wiem z iloma osobami zamieniliśmy kilka słów, z iloma napiliśmy się piwa, z iloma wypaliliśmy nagrilę? Zebrałyby się pewnie ze dwa tuziny. Byli Rosjanie, Szwajcarzy, Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy, Amerykanie, nie wspominam nawet o tubylcach, no i ONI...
Któregoś z pierwszych wieczorów siedzieliśmy z Popsterem przed knajpą Mustafy – najbardziej podejrzana spelunka w Sultanahmet, z najbardziej w całym Stambule podejrzanie wyglądającym właścicielem – popijając tureckiego "Efeza" i pociągając bananową nagrilę, gdy do stolika obok (jakieś 15 centymetrów) przysiadła się strasznie hałaśliwa parka. Ona - blondynka wyglądająca na trzydzieści kilka lat. On - wyglądający na jej dużo starszego brata. Nie dałoby się ich nie zauważyć nawet gdyby siedzieli po przeciwnej stronie ulicy. OK, bardziej Jej niż Jego.
Skoro jednak nie siedzieli aż tak daleko, zupełnie nie pamiętam jak do tego doszło, ale padło kruszące lody pytanie: "Skąd przybywacie wędrowcy?". Dziwne, bo Ona zamilkła, pierwszy raz od dwudziestu minut, a On odpowiedział. Coś... "Przepraszam, skąd?" Coś powiedział... Głupia mina i dwa znaki zapytania w oczach... Za trzecim razem wyłapałem Ednbrrra... Hmmm... teraz tylko trzeba to jakoś zlokalizować na mapie. Na szczęście Ona otrząsnęła się z szoku widząc niepewność wypisana na mojej twarzy... "Edinburgh... in Scotland..." No, teraz zrozumiałem. Mało tego, zaraz znalazło się też objaśnienie owego szkockiego Ednbrrra (potrojone "r" jest zupełnie nieprzypadkowe i każdy kto kiedykolwiek miał okazję zetknąć się ze Szkotami będzie wiedział o czym piszę). Otóż, jak najchętniej każdą wolną chwilę spędzałby każdy mężczyzna? Z głową w staniku swojej kobiety... head-in-bra (wyjątkowo z niemym "h"...)
Z Dennise i Chrisem spotykaliśmy się codziennie, czasem nawet częściej. Zawsze przypadkowo. Wieczorne spotkania przy "Efezie" zawsze przeciągały się do rana. Szczególnie kiedy z Chrisem schodziliśmy na tematy polityczne (I hate England...) Dennise i Popster zazwyczaj dawali wtedy za wygraną i spokojnie oddalali się do hoteli. My bełkotaliśmy dopóki, dopóty Mustafa (on zamykał zawsze ostatni) nie dawał nam wyraźnie do zrozumienia, że czas-na-nas. Zdarzało się, że ostatnie piwo dopijaliśmy siedząc na schodach knajpy lub krawężniku! Ech... to se ne vrati... To takie gadki jakie zdarzają się tylko dobrym kumplom.
Dennise oczywiście też niczego nie brakowało. Pomijając fakt, że w wieku 42. lat wyglądała na dziesięć mniej, jest artystką z Ohio, którą zew serca zagnał do deszczowej Szkocji. Tam tworzy anioły, eksperymentuje w kuchni (sprowadzając przez e-Bay'a najróżniejsze specyfiki z całego świata), wróży z ręki... itp. Mi wywróżyła spokojne i szczęśliwe życie z jedną ukochaną i dwiema córeczkami. No i ma słabą głowę, ale to przemilczę...