Z pomocą przyszła nam informacja turystyczna – za ich pośrednictwem zarezerwowaliśmy nocleg w hotelu Transylwania* – 4 km od Sighisoary, sporo przyjemniejszy w wystroju, choć dostaliśmy pokój położony nad kuchnią i jak smażyli rybę, to nie było zbyt miło. No i hotel jest położony koło cmentarza – co prawda nie przeszkadzało nam to zbytnio, a zauważyliśmy dopiero rano.
Tymczasem udaliśmy się znowu na starówkę. Zwiedziliśmy muzeum historyczne (w wieży zegarowej) – nie lubię muzeów, ale eksponaty w tym były naprawdę niesamowite! oraz wyszliśmy na samą gorę wieży, żeby podziwiać panoramę starówki.
Wypiliśmy sok w kafejce, spotkaliśmy turystów w Polski, po czym weszliśmy na wzgórze, do kościoła, po schodach szkolnych. Za kościołem znajduje się cmentarz z naprawdę starymi nagrobkami (cmentarz w Klużu, jak na najdłużej działający w Europie, ma ich zadziwiająco mało). Najciekawsze nagrobki renesansowe znajdują się w kościele – rzeczywiście niektóre robią wrażenie, jak taki nagrobek burmistrza… nasze nagrobki renesansowe się chowają, i to głęboko.
Powędrowaliśmy dalej po uliczkach Sighisoary w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Zjedliśmy aż na dole, kolo parkingu. Zupa (cibora, rzecz jasna) była bardzo smaczna, ale wrażenie zepsuł niedosmażony kotlet. Reklamację pani rozwiązał prosto – dosmażyła ten sam, już przez nas nadgryziony kawałek mięsa.
Właściwie pół dnia na Sighisoarę by nam wystarczyło – po obiedzie włóczyliśmy się już bezproduktywnie. Można było ten czas efektywniej wykorzystać np. w Klużu, gdzie nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkiego, co chcieliśmy.
* hotel Transylwania – apartament(2+1, 3 pokoje) – 165 lei;
* bilety wstępu: wieża zegarowa (+muzeum historyczne) – 6 lei; foto (w muzeum) - 30 lei; kościół na wzgórzu – 2 leje; kościół klasztorny – 2 leje;