no bo naprawdę nie pamiętam. zupełnie nie wiem, jak to się stało - w głowie zostały trzy szalone dni (nie mogę opublikować większości zdjęć - są niecenzuralne i demoralizujące), ale nie mam pojęcia, gdzie ten pomost, chatka, tamto jezioro... dziura w pamięci pełna margerytek i mgły ;) pewnym wytłumaczeniem mogłoby być zdjęcie pt. "bilans", ale nie - nie lubię piwa. starość? ech...
[już wiem. według doniesień wywiadu, przebywałam w rejonie najdymowa nad jeziorem dadaj!]
miałam wtedy ze sobą nowy od kilku dni aparat... kompletnie nie wiedziałam, jak go obsługiwać, co z pewnością choć trochę tłumaczy marną jakość zdjęć. no i jeszcze czynnik zaskoczenia: nie polowałam na ten świt. spłynął na mnie sam, bez pytania o zgodę i czy jestem na niego przygotowana. towarzystwo posnęło w różnych kątach domu i trawnika, a ja - ponieważ piwa nie lubię, a wódka nastraja mnie melancholijnie - po wygaszeniu ogniska oddałam się kontemplacji faktury pomostowego drewna i kręgów na wodzie. noc rozrzedziła się niepostrzerzenie, ledwo zauważyłam, kiedy zaczęły wstawać mgły... obok bezgłośnie przepłynęła łodka z rybakami. i tak właśnie znalazłam się w świecie dotąd mi nie znanym: w świecie pomiędzy nocą a dniem.