T: Od tego miasta wzięła nazwę Portugalia, oraz oczywiście sławne mocne wino- porto. Jest to miasto zupełnie odmienne od Lizbony- spokojniejsze, jakby młodsze. Wojtek twierdzi, że jest tu bardziej północnoeuropejska atmosfera niż w Lizbonie, a ja nie do końca jestem pewna. Może po prostu nie skorzystaliśmy z szalonego nocnego życia, które toczy się na nadbrzeżach, bo przyjechaliśmy w środku tygodnia...
Życie skupia się tu po obu stronach rzeki, której brzegi łączą liczne mosty. Miasto wygląda pięknie i kolorowo, gdy się patrzy z pokładu płynącej łódki. Warto wybrać się na drugą stronę rzeki- zdominowanej przez sprzedawców porto. Właściwie jest to już oddzielne miasto- Vila Nova de Gaia. Można tam za darmo, lub za niewielką opłatą zwiedzić piwnice, obejrzeć proces produkowania porto i wziąć udział w degustacji.
Oczywiście co bardziej przedsiębiorczy krażą od jednego sprzedawcy do drugiego i próbują wszystkich win po kolei, co kończy się... odpoczynkiem na brzegach złotej rzeki.
Koniecznie trzeba zobaczyć w Porto jedną z najpiękniejszych na świecie księgarń, z kręconymi czerwonymi schodami.
W: Inne jest Porto od Lizbony. Produkcje wina rozpoczęli tu Anglicy. I przy okazji odcisnęli jakiś ślad w charakterze miasta. Porto jest europejskie, bardziej ułożone. I pogodę też ma angielską. Zimny wiatr od Atlantyku, czasem deszcz, a ja mam tylko sandały. I kataru nie pozbyłem się już do końca wyjazdu...