Na straganie w dzień targowy...
Opuszczamy juz idylliczne (?) Goa. Najpierw jednak robimy wypad do Anjuny, bo to środa i jest targ. Oglądamy stoiska z przyprawami, świecidełkami, kadzidełkami, szalami, bębenkami, pumpami i torebkami. I czasem krowy. Na bazarze jest dużo 40-, 50-letnich hipisów, którzy kiedyś tu przyjechali i postanowili zostać. Ubrani w tutejsze stroje, obwieszeni koralami, wtapiają sie w kolorowy krajobraz. Właśnie kolory tworzą atmosferę tego miejsca. I oczywiście nagabywanie sprzedawców. Jedynie w części bazaru zajętej przez Hindusów z północy - o ciemnej karnacji, ale skośnych oczach, jest spokojniej. Nie są oni nachalni i godzą się łatwo, gdy ktoś odmawia zakupu.
Słoń
W drodze powrotnej spotykamy słonia. Za opłatą co łaska mogę wiąść mu na grzbiet. Jednak nie tak widowiskowo jak "woźnica", który chwyta słonia za uszy, staje mu na trąbie, zostaje przez słonia podniesiony do góry, potem wędruje mu po czole aż do swojego "siodła". Tylko czy słoń to lubi?
Słoń ma bardzo miłą trąbę. Jest w pierwszym zetknięciu szorstka, ale gdy ją mocniej objąć, okazuje się mięka, mięsista. Poza tym słoń cały jest porośnięty kilkucentymetrową rzadką szczeciną. Z reguły stoi sobie spokojnie, ale jego trąba ciągle jest w ruchu, sięga do pyska, szuka czegoś na ziemi. Jak osobne zwierzę.
Dziwne pożegnanie z Goa
Wracamy szybko do Panaji, odbiera nas kierowca Tiny. Mamy mało czasu, ale jedziemy jeszcze razem na szybki lunch. Do Marriottu. Kontrola samochodu przy bramie, kontrola wykrywaczem metalu przy wejściu. Jemy na tarasie z widokiem na rzekę i z równo przystrzyżonym trawnikiem, palmami i hamakami. Miejsce w sam raz na szybkie żarcie w biegu:)
T: Zamówiłam jedyną wegetariańską rzecz w karcie, czyli sałatkę, z którą strasznie się w kuchni guzdrali. Był to posiłek zupełnie nie na hinduską modłę- mały, powolnie podany, niezbyt wyrazisty. No i wyszłam głodna! Mimo najlepszych chęci Tiny i pięknej scenerii, muszę stwierdzić, że w luksusowym hotelu Mariott zjadłam jeden z gorszych posiłków w Indiach... Ale wróćmy do naszej narracji.
W: Zabieramy resztę naszych rzeczy i mkniemy na dworzec. Ali, kierowca, trąbi, wyprzedza na trzeciego... Dojeżdżamy 3 minuty po czasie. Rozglądamy się za autobusem. Tymczasem Ali odjechał, widocznie pomyślał, że wszystko ok. Dowiadujemy się, że to wogóle nie ten dworzec... Zastanawiamy sie co robić.
I wtem wyłania się nasz autobus, zupełnie nie wiadomo skąd i dlaczego. Zabiera nas z ulicy i uwozi w kierunku południa...
CDN