Dzień drugi miał być przeznaczony na żelazny punkt programu, czyli Ławrę Pieczerską i Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Okazało się jednak, że muzeum jak w każdy poniedziałek będzie zamknięte w związku z tym zmiana planów i bierzemy turystyczne atrakcje w centrum miasta, na pierwszy plan idzie Złota Brama znana pewnie większości uczniów gimnazjów jako miejsce, w którym Szczerbiec zyskał jakoby swą nazwę. Dziś możemy oglądać tylko rekonstrukcje, zwykle na Ukrainie dbanie o wierność historyczną odnawianych budynków nie jest na najwyższym poziomie, ale w tym przypadku ciężko mi cokolwiek o tym powiedzieć. Obok Złotej Bramy znajduje się pomnik Jarosława Mądrego trzymającego w bizantyńskim stylu miniaturę Sofijskiego Soboru, zapowiadający następny punkt naszej wizyty. Sobór dzięki towarzyszowi Stalinowi przetrwał najgorsze czasy jako Państwowe Muzeum Architektoniczno Historyczne i dzięki temu możemy go dziś podziwiać.
Z zewnątrz rzuca się w oczy mało zachęcająca, mdła barokowa fasada, na szczęście nie dajemy się zwieść pierwszemu wrażeniu i zaopatrujemy się w bilety do wnętrza świątyni. A tam czeka jakby ukryte przed światem, nieco zawstydzone poważnym wiekiem, ale wciąż bijące niezwykłym blaskiem i powagą oryginalne wnętrze tej XI wiecznej świątyni.
Teoretyczna wiedza o sztuce ruskiej czy bizantyjskiej nagle okazuje się małoważna w zderzeniu z rzeczywistością, piękne i ogromne mozaiki na złotym tle uzupełnione wspaniałymi freskami i oryginalną architekturą tworzą wspaniałą całość. To miejsce koniecznie wpiszcie w wasz plan podróży, bo chyba można zaryzykować stwierdzenie, że to tu znajdują się podwaliny prawosławnej Rusi, która dała początek Europie wschodniej, jaką znamy. Z soboru Mądrości Bożej kierujemy się do Michaiłowskiego Soboru, niezwykle reprezentacyjnego z, zewnątrz ale i wewnątrz. Lecz czasu mało a plan ambitny, więc kierujemy się do Funikulera czyli kolejki terenowej podobnej do tej znanej nam z Gubałówki. Zjazd podstarzałą już kolejką nie jest specjalną atrakcją, ale czemu by nie spróbować? Zjazd jest krótki i prowadzi nad sam Dniepr. Stamtąd prosta droga na Paduł, mijamy Plac Kontraktowy i zaglądamy do Akademii Kijowsko Mohylańskiej cieszącej się niegdyś zasłużoną renomą. Dziś za odnowioną fasadą kryją się stare i skromne wnętrza uczelni, którym przydałaby się rewitalizacja. Uczelnia ta w XX wieku ma stosunkowo krótki żywot gdyż wskrzeszono ją dopiero w latach dziewięćdziesiątych po rozpadzie ZSRR. Dalsze kroki kierujemy do Muzeum Czarnobyla, gdzie musieliśmy płacić nieoficjalną cenę dla zagranicznych turystów. Samo muzeum zostało pomyślane dobrze, ale zabrakło konsekwencji, przejmujące zdjęcia i przedmioty, które przetrwały katastrofę połączone są niekiedy z dziwacznymi instalacjami artystycznymi, co daje niekiedy odwrotny efekt od zamierzonego… ogólnie spory zawód. Dla chętnych muzeum łatwo poznacie po stojących przed wejściem pojazdach mających podobno brać udział w akcji ratowniczej.
Po zwiedzaniu treściwy obiad w Puzatej, która stała się naszym ulubionym miejscem posiłków i ruszamy tym razem w górę andrijewskim Uzwisem. Niestety muzea „Jednej Ulicy” i „Bułhakowa” okazują się zamknięte, więc wspinając się w górę tą znaną uliczką
Mijamy „Zamek Ryszarda Lwie Serce” „Arke” Dom Bułhakowa i Cerkiew. Mylicie się jednak sądząc, że to miejsce znane wam z odnowionych cukierkowatych starówek. Oryginalny krzywy bruk, jeszcze nieodnowione kamieniczki i proste stragany z tandetą tworzą niespodziewaną, ale intrygującą wizje tego zaułka kijowskiej bohemy.
Na sam koniec przechadzamy się Kreszczatykiem smakująć miejscowych smakołyków to tu krzyżuje się luksus i nowoczesność z sowiecką urbanistyką reprezentowaną najlepiej przez budynek rady miejskiej. Idąc w lekkim deszczu na skrzyżowaniu ku naszemu zdziwieniu spotykamy pomnik Lenina… trzeba przyznać trzyma się całkiem nieźle a goździki na postumencie świadczą, że nie został jeszcze całkiem zapomniany. A my wracamy odpocząć