2009-04-05

Pierwszy dzień w Kijowie postanowiliśmy przeznaczyć na ogólny rekonesans. Zakładaliśmy, że metro stanie się naszym podstawowym środkiem komunikacji i tak też się stało. Stacja metra nie rzuca się specjalnie w oczy a małe zielone „M” wypatrzyliśmy dopiero po chwili. Jednak pewnym znakiem, że jesteśmy w dobrym miejscu są drobne, uliczne stragany, które koncentrują się szczególnie przy stacjach metra i przejściach podziemnych. Po wejściu do budynku następuje uderzenie dusznego powietrza o zapachu smoły i podkładów kolejowych, do którego zaraz się przyzwyczajamy. Szybko orientujemy się, że była podwyżka cen żetonów, ale 1,70 h w naszym przypadku nie było problemem i po zakupie większej ilości niebieskich krążków ruszamy w dół czując jakbyśmy cofali się w przeszłość. Budowę metra w Kijowie planowano od końca 19 wieku, ale zawieruchy targające Europą sprawiły, że dopiero po wojnie korzystając z doświadczeń przy budowie moskiewskiego metra, które szybko stało się filarem miejskiego transportu rozpoczęła się budowa, które teraz ma 4 linie a pociągi przyjeżdżają średnio, co 2 minuty. Nasza stacja, choć utrzymana architektonicznie w stylu socrealizmu wcale nie epatuje nachalną propagandą a raczej prostotą i użytecznością dobrym tego słowa znaczeniu, funkcjonalność i intuicyjność to podstawa kijowskiego metra, dlatego nawet podziemne przesiadki nie sprawiają żadnego problemu. Z tych kilku stacji, które udało nam się zobaczyć w Kijowie dwie zrobiły na mnie największe wrażenie, Złote Wrota, podobno jedna z najgłębiej położonych stacji, utrzymana w czymś na kształt konwencji bizantyńsko ruskiej oczywiście w rozumieniu estetyki socjalistycznej oraz Teatralna, na której kolumny peronów ozdobiono wyobrażeniami łopoczących sztandarów z cytatami z Lenina. Po chwili w lekko przyciemnionym końcu stacji, do którego prowadzą „sztandary” dostrzegamy jego popiersie wciąż surowo spoglądające na mieszkańców stolicy, wrażenie niesamowite, bo niespodziewane.

Ze wspomnianej stacji Złote Wrota ruszamy ulicą Włodzimierską, która spokojnie i bez pośpiechu prowadzi nas pośród odnowionych kamienic na plac Sofijski tu zerkamy tylko na Sobór Sofijski, robimy szybką sesje Chmielnickiemu i idziemy do kuszącego złotymi kopułami soboru Michaiłowskiego, na chwile wchodzimy na prawosławne nabożeństwo, dzięki specyfice prawosławia a przede wszystkim długości mszy, swobodne chodzenie i przychodzenie na niektóre fragmenty nabożeństwa nie jest niczym dziwnym o ile zachowujemy się tak jak tego wymaga powaga miejsca. Nie zostajemy tu jednak długo i kierujemy się na niedaleki Majdan, centralny punkt Kijowa. Szczerze powiedziawszy po najważniejszym placu w Kijowie spodziewałem się monumentalnej przytłaczającej socrealistycznej zabudowy, gdy tymczasem sam plac ani też jego zabudowa nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Korzystamy z niedzielnego zamknięcia Kreszczatyku, który umożliwia „przespacerowanie się narodu” po centralnej ulicy Kijowa i sami przechadzamy się aż na plac Besarabski. Wracamy tą samą drogą pod sobór Sofijski i mijając Ministerstwo Spraw Zagranicznych schodzimy na Paduł słynnym Adrijewskim Uzwisem, odwiedzamy Cerkiew św. Andrzeja by potem zjeść obiad w „Puzatej Hacie” przy placu Mazepy. Po całym tym maratonie już troche zmęczeni wracamy brzegiem Dniepru i przez las wspinamy się na wzgórze zwieńczone żelazną tęczą i pomnikiem przyjaźni narodów. Uderza niesamowita mieszanka stylów, Sowiecki pomnik, do którego ostatnio dostawiono kozackich hetmanów i nieco zapyziałe wesołe miasteczko… połączenie, które jeszcze parę razy nas spotka…

  • Kijowskie Metro stacja Złote Wrota
  • Lenin na stacji Teatralna
  • Pomnik Niepodległości, w tle hotel Ukraina
  • Majdan i "kijowski folklor"
  • Archanioł Michał patro miasta
  • Kreszczatyk cetralna ulica kijowa ze swoją socrealistyczną zabudową
  • Bogdan Chmielnicki
  • Tatr Lalek
  • Pomnik Przyjaźni narodów
  • jak każdy widzi "Centralny park kultury i wypoczynku"
  • Pomnik Przyjaźni narodów
  • Pomnik założycieli Kijowa