Przez Cieśninę Kerczeńską przełynęlismy dość szybko, jednak odprawa paszportowa to koszmar. Dwie godziny stania w kolejce, cała masa nikomu nie potrzebnych formularzy, kwitków itp. Efekt był taki, że kiedy opuściliśmy urząd celny było bardzo późno, na tyle późno, że uciekł nam ostatni autobus w kierunku Soczi. Wylądowaliśmy w szczerym polu, gdzie prócz budynków straży granicznej i celników nie było niczego dosłownie, natomiast roiło się od różnych ciemnych typów, proponujących nam swoją pomoc czyli podwiezienie. Nie wyglądali oni jednak na ludzi godnych zaufania, byśmy skorzystali z okazji :-) Za to okazja znalazła nas. Jako ostatni plac odpraw opuscił autobus z turystami z Krasnodaru, który płynął z nami promem z Krymu. Kierowca zgodził sie nas zabrać za symboliczną opłatą, więc choć przez Krasnodar nie było nam tak do końca po drodze to jednak woleliśmy noc spędzić w dużym mieście niż w polu z podejrzanymi osobnikami :-)
W Krasnodarze wylądowaliśmy około 23:00 czasu miejscowego pod dworcem kolejowym. Początkowo ucieszyliśmy się ponieważ pociągi do Soczi jeździły dość często, poszedłem więc do kasy kupić bilet. Pytam ile kosztuje. Okazało się, że tyle co z Warszawy do Kielc. Więc proszę o dwa. Dobrze mówię po rosyjsku, ale pani mimo to zorientowała się, że jestem cudzoziemcem. Okazuje się, że dla cudzoziemców mają inne ceny. A wtedy bilet nie kosztuje tyle co do Kielc, a zblizony jest raczej do ceny biletu lotniczego z Warszawy na Majorkę, mimo, że to tylko ok. 350 km. Domyślam się, że pani w kasie prócz urzędowych dopłat dla cudzoziemców, dołozyła jeszcze podatek dla siebie prywatnie, bo w innej kasie, ten sam bilet był znacznie tańszy, choc tez przekraczał możliwosci naszego budżetu wakacyjnego. Musieliśmy zrezygnować z opcji pociągowej.
Zostawiłem Elę na dworcu z plecakami a sam poszedłem szukać rozwiązania alternatywnego. Obok był dworzec autobusowy. Tam tez było ciekawie, bo pani w okienku zanim usłyszała dokąd chcę kupić bilet, powiedziała, że nie ma juz biletów ani na dzisiaj ani na jutro ani na pojutrze.... Kiedy jej zwróciłem uwagę na to, że jeszcze nie wie dokąd ten bilet potrzebuję, odpowiedziała, że nie ma do nikąd i zatrzasnęła okienko:-)
Szczęście jednak było po mojej stronie, bo w pewnym momencie zobaczyłem autobus z napisem Krasnodar - Soczi. Podszedłem do autobusu i zapytałem kierowcę czy ma dwa wolne miejsca. Stwierdził, że nie ma ale kiedy zobaczył 10 dolarówkę, powiedział, że może zabrać nas ale będziemy musieli siedzieć na podłodze a po drugie musimy wsiąść poza terenem dworca bo szefostwu może sie to nie spodobać. Odjazd miał za 20 minut. Biegnę na dworzec po Elę, wtem juz w drzwiach dworca zatrzymuje mnie milicja. Dokumenty mam w plecaku, tłumaczę, że nie mam przy sobie że w plecaku 30 metrów stąd ich to nie obchodzi, tłumaczę, że mam autobus za 15 minut, że się spieszę a oni, że kłamię, bo nie mam biletu, a że nie mam też paszportu to mnie zawiozą na izbę wytrzeźwień :-) a jak wytrzeźwieję to sobie przypomnę gdzie mam paszport. Rzecz w tym, że nawet pół piwa nie wypiłem od 3 dni bo miałem gorączkę. W końcu dają sie przekonać, podchodzą ze mną do plecaków, sprawdzają paszport, wizę i idą w swoją stronę. Na autobus zdąliśmy ale podróż nim jest udręką. Ela dostaje taboret bez oparcia, w połowie drogi ma już normalne miejsce siedzące, mnie kierowca sadza koło małżeństwa grubasów, 3 osoby na 2 miejscach. Autobus do Soczi nie jedzie najkrótszą drogą, lecz po drodze zahacza o różne takie "Krasnodary".... razem 400 km i 10 godzin jazdy na jednym półdupku. Takich jak my pasażerów bez biletu, było 2 razy więcej niż miejsc siedzących :-) Rano wychodzę w Soczi z tego PKS-u ledwo żywy.