12:57
Jesteśmy na granicy z Serbią w Turnu Severin, za nami urokliwa trasa zjazdowa z gór i dojazd nad Dunaj, przed nami Guca. O ile uda nam się przejechać, bo właśnie nasi z przodu zgłosili przez CB, że są jakieś problemy z zielonymi kartami. No zobaczymy...
16:35
Granicę przejechaliśmy bez dwóch aut - ich towarzystwa ubezpieczeniowe wystawiły błędne blankiety zielonych kart: zamiast Serbii była jeszcze Serbia i Czarnogóra. Wspomniane ubezpieczalnie czeka teraz zapłata 2 razy po 130 Euro. Póki co chłopaki za nie założyli i granicę opuścili. Spotkaliśmy się z nimi po minięciu pięknego odcinka przełomowego Dunaju - pod twierdzą Golubac. Nim jednak nasza część grupy tam dotarła, mieliśmy swoje przygody. Krótki postój w małym miasteczku, aby pobrać dinary z bankomatu, zakończył się mandatem. Kwestia była mocno dyskusyjna, ale policja ma tu zawsze rację. Teraz jedziemy na Gucze.
O 19.30 dojechaliśmy do Gucy - rozbiliśmy obozowisko na łące w pobliżu rzeczki. Samochody rozstawiliśmy w półokrąg, namioty rozbijając wewnątrz. Stworzył się prawdziwy obóz rzymski. A Festiwal trębaczy w Guca świetny jak zawsze. Bałkańskie rytmy, ludzie tańczący na uliczkach wśród knajpek i straganów.
Wszędzie szaszłyki oraz pieczone na rożnach prosiaki i barany. Atmosfera szalonej zabawy. No i dużo kiczu i tandety - to zjawisko zawsze zawsze towarzyszące masowym imprezom. Czuje się silną manifestację serbskości z mocnymi akcentami nacjonalistycznymi: na koszulkach Milosevic, Vladko Mladic czy napisy "Kosovo to Serbia". Powiewają serbskie flagi. A dźwięk bałkańskiej trąbki, trochę jazzowy i mocno energetyczny jest tu wszechobecny i jak zawsze niezwykły.