Rankiem dnia 6-go popakowaliśmy zmoknięte namioty, by ruszyć dalej przez Apuseni. Po drodze zatrzymaliśmy się w chacie, którą Mariusz, szef wyprawy, odwiedził przed dwu laty. Kobieta pokazała nam swoje gospodarstwo. Wrażenie zwłaszcza robił 200-letni dom ze spadzistym dachem krytym strzechą. Strzechę co jakiś czas gospodarze muszą podłatać, ale dobrze izoluje, a spadzistość dachu powoduje, iż śnieg w zimie się na nim nie utrzymuje.
Wnętrze robiło duże wrażenie - zupełnie jak w skansenie: obrazy z obrusikami ozdobnymi, ołtarzyk, ozdobne kapy na łóżku. Gospodyni żartem pytała Martynkę, najmłodszą uczestniczkę rajdu, czy nie zechciałaby zostać u niej. Mała śmiała się do staruszki, wtulając na wszelki wypadek w mamę.
Niebawem zjechaliśmy z gór i podążaliśmy dalej drogą w kierunku Sebes [sz]. Na którejś stacji jakiś przechodzień wskazał flaka w kole auta Tomka - to efekt gwoździa, który kilka dni tkwił z boku opony. Czas byłby odwiedzić wulkanizatora. Poszło sprawnie i wkrótce jechaliśmy dalej.
Gór nie opuściliśmy na długo - po paru godzinach od zjazdu ze zboczy Gór Zachodniorumuńskich wjechaliśmy w nowe pasmo - tym razem Karpaty Południowe - ogromny masyw oddzielający Transylwanię od Wołoszczyzny. Nasza trasa, tzw. Transalpina, prowadziła na południe, przecinając przełęcze położone ponad 2000 m.n.p.m. Mija ona od wschodu Góry Parang [czyt. Paryng], a od zachodu Capatani [czyt. Kapacyni]. Daleko na wschód od naszej trasy przejazdu leży najwyższy fragment Karpat Południowych, Góry Fogaraskie (Muntii Fagarasului), a na zachód - wspaniałe Góry Retezat z kilkudziesięcioma jeziorkami.
My wspinaliśmy się krętą i rozkopaną drogą. Transalpina wkrótce będzie już inna: wszędzie droga jest poszerzana, budowane nasypy i mosty, kładziony asfalt. To ostatni czas, gdy można jeszcze przebyć ją w sposób bardziej offroadowy - wkrótce, na wzór sławetnej Trasy Transfogaraskiej, stanie się popularną trasą dla niedzielnych turystów i wycieczek autokarowych. Póki co jednak mogliśmy jechać wśród wspaniałych połonin, napawając się dziewiczymi widokami.
Przy dojeździe do położonego ok. 2000 m.n.p.m. grzbietu napotkaliśmy... Żuka na wrocławskich numerach. Jak się wkrótce okazało, jechał nim Jacek, nominowany do Kolosów za swą rosyjsko-mongolską podróż. Tym razem jechał do Bułgarii. Żuk z silnikiem mercedesa (300 litrów pojemności) sprawdzał się w trasie znakomicie: rozwijał, gdy trzeba szybkość ponad 130 km/h, zapewniał sporo miejsca podróżnym, a przy tym prezentował się z halogenami i licznymi naklejkami znakomicie.
Co prawda był pierwotnie plan, by uczcić 10-lecie Bezdroży szampanem na najwyższej przełęczy trasy, która była parę kilometrów dalej. Ale spotkanie z Jackiem było dobrą okazją by otworzyć szampany. 10 lat wydawnictwa zostało więc uczczone w pięknym plenerze Trasy Transalpejskiej, a przy okazji wypiliśmy za Polaków spotkania . Potem były zdjęcia w słonecznej górskiej scenerii. No i decyzja o tym, że - choć nieplanowane - to jest to idealne miejsce na nocleg i należy się tu rozbić. Na drugi dzień jednak wyjazd będzie już o 8-mej rano.
Wieczorny ziąb zagnał grupę dość szybko do namiotów. Zakończył się pokaz zdjęć z Mongolii i Syberii na laptopie Jacka, zakończyła gra w Osadników i inne wieczorne zajęcia. Poszliśmy spać, a w nocy, jak zwykle ostatnio, lunął deszcz.
Podróż Rajd szlakami Europy Środkowo-Wschodniej - 6-08-2009, Z Gór Zachodniorumuńskich w Karpaty Pd
2009-08-16