Po wylądowaniu w Ałma-Acie i przejściu przez kontrolę graniczną zaczynamy szukać autobusu do centrum. Wcześniej czytaliśmy sporo, a także zostaliśmy ostrzeżeni przez znajomych podróżników, by uważać na tubylców, którzy oferują nam hotel, taksówkę i inne usługi. W informacji lotniskowej powiedziano nam, że co prawda jeździ autobus do centrum, ale nie warto na nim polegać a przystanek jest daleko. Mimo wszystko postanawiamy znaleźć autobus przy okazji spławiając lokalnych „przedsiębiorców”, którzy chcą nam sprzedać bilety powrotne, miejsca w hotelu etc. Na zewnątrz lotniska zauważamy samochód z napisem TAXI, którego kierowca chce nas zawieźć do miasta. Grzecznie mu dziękujemy, ale on nie daje za wygraną. Oferuje nam podwiezienie za 400 KZT. Biorąc pod uwagę, że bilet autobusem będzie nas kosztować (wg przewodnika) ok. 70 KZT z ambiwalentnymi uczuciami wsiadamy do samochodu upewniając się czy cena jest za wszystkie osoby i za całą podróż.. Zaczynamy żałować już po chwili, kiedy Kazach ściąga z dachu tabliczkę z napisem Taxi, a płacąc przy wyjeździe z lotniska nasz kierowca przytrzymuje rękę Kazacha zbierającego pieniądze i ciągnie go przez chwile za samochodem śmiejąc się jak opętaniec. Do centrum Ałma-Aty z lotniska jest jakieś 13 km. Po ok. ośmiu nasz kierowca wyciąga kartkę papieru z tabelką, która według niego jest oficjalnym cennikiem usług taksówkarskich podpisanym przez „szefa”. Jeden kilometr zgodnie z oficjalną taryfą kosztuje, a jakże! 500 KZT. Jak nam tłumaczy kierowca benzyna jest bardzo droga i to właśnie przez to, ale my zgodnie z umową zapłacimy tylko 400 KZT...za kilometr. Każemy się natychmiast zatrzymać i zaczynamy negocjować. Pierwszym stwierdzeniem naszego szofera jest konstatacja, że już przecież tak daleko zajechaliśmy, więc możemy dać sobie spokój i dojechać do końca. Oczywiście nie zgadzamy się, wysiadamy i próbujemy zbić stawkę do minimum - jesteśmy w kiepskiej pozycji negocjacyjnej, gdyż nasze plecaki, a więc prawie wszystko co mamy, znajdują się w bagażniku i w każdej chwili mogą odjechać. Ostatecznie płacimy 2000 KZT (wtedy to ok 40 PLN, ale i tak jesteśmy wścieli). Resztę drogi pokonujemy na piechotę. Dochodzimy do wniosku, że to nasze frycowe i staramy się nie zrażać.
Przychodzi nam to z pewnymi trudnościami, gdyż Ałma-Ata to turystyczny koszmar. Miasto przypomina wielki stadion dziesięciolecia, po którym błąka się 2 miliony ludzi, z których wielu nie ma żadnego pomysłu na siebie. Po godzinie marszu trafiamy do nowego meczetu. Budynek robi wrażenie, ale już po chwili miejscowi nam mówią, że powinniśmy sobie iść a na aparaty fotograficzne reagują dosyć dziwnie. Podążamy dalej na północ, w stronę targu wszędzie wzbudzając dziwne zainteresowanie miejscowych. Od razu zauważamy, że ludzie nie zwykli się tutaj uśmiechać - ani do siebie ani do obcych. Kiedy chcę zrobić zdjęcie na bazarze podbiega do mnie milicjant w wielkiej czapce, w której wygląda przekomicznie, ale kiedy zaczyna na mnie krzyczeć to mi w ogóle nie jest do śmiechu.
W końcu dochodzimy pod Cerkiew. Przewodnik Lonely Planet opisuje to miejsce jako najpiękniejsze w mieście. Podziwiamy przez chwilę socrealistyczny pomnik Wojny Ojczyźnianej i postanawiamy, że czas ruszać dalej. Udajemy się (tym razem już autobusem) na dworzec [b]Sajran[/b] w zachodniej części miasta. Autobusy w Ałma-Acie nie kursują wg jakiegoś rozkładu, natomiast w każdym z nich oprócz kierowcy jest też konduktor, który krzyczy wystawiając głowę przez okno dokąd jedzie dany autobus. Pan konduktor obiecuje nas powiadomić jak już dojedziemy do dworca, byśmy nie przegapili swojego przystanku.
Na miejscu znajdujemy taksówkę (Mercedes!) do Biszkeku i zbijamy cenę z 6000 KZT do 4000 KZT za trzy osoby. Nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami nieco się martwimy, ale jedzie z nami dodatkowo jeszcze jedna Rosjanka, więc jest nadzieja, że tym razem wszystko będzie zgodnie z wcześniejszą umową. Po drodze widzimy góry oddzielające Kirgistan od Kazachstanu. Zapiera nam dech w piersiach i zupełnie zapominamy o wcześniejszych nieprzyjemnościach. Jeszcze tylko jedna kontrola milicji (zupełnie bezproblemowa) i dojeżdżamy do Kirgistanu.