W Teksasie są dwie kardynalne zasady:
1. Jest bardzo gorąco – gdy nie jest gorąco, nie jesteś w Teksasie.
2. Jeśli jesteś w Teksasie MUSISZ słuchać country music, czy Ci się to podoba, czy nie. Jeśli nie, tym gorzej dla Ciebie.
Gdy dziś przyleciałam do Dallas w Teksasie termometry już nie pokazywały temperatury, bo się z gorąca potopiły. Jest goręcej niż było w Australii i Brazylii razem wziętych, do tego ogromna wilgotność, istny koszmar. Dzięki Bogu za klimatyzację! Jak ci ludzie tu żyli, zanim wynaleziono klimatyzację? W związku z taką pogodą, w Teksasie są liczne tornada, ale niestety moje zamówienie na jedno małe zostało przez naszą tłumaczkę anulowane ze względów bezpieczeństwa. Dziwne. Powiedziała, że w nagrodę mogę zobaczyć grzechotnika i zamierzam skorzystać z tej propozycji. Wracając do tornada, nie zobaczę go raczej, ale na pewno mam jak w banku tropikalną ulewę, czego przedsmak dziś mieliśmy. Ot, taki mały lokalny deszczyk, zatrzymany ruch na autostradzie i gwardia narodowa postawiona w stan gotowości.
Nie mieszkamy w Dallas, ale w dziurze, pardon, małym miasteczku o nazwie Sherman, ale wcale nie jest tu chłodniej. Jutro jest wolny dzień, jedziemy na przejażdżkę konną (25 dolców, ale cóż, raz w życiu jest się w stanie kowbojów i koni), nie zamierzam się oczywiście przyznawać, że na koniu siedziałam raz w życiu i to krzywo.
Sherman składa się z kilkunastu stylizowanych na stare budynków i chyba setki centrów handlowych. Kupić można wszystko, co przydatne jest ranczerowi: od traktorów po kapelusz Statson. I oczywiście w każdym jest restauracja, lub bar, lub kilkanaście, w których można zjeść przede wszystkim wołowinę w różnej postaci. Wczoraj wieczorem odwiedziliśmy taki bar, w którym za 10 dolarów (plus podatek) można było zjeść do woli różnych przysmaków, z czego skwapliwie skorzystałam ze szkodą dla mojej wątroby.
Wieczorną atrakcją był koncert country music. Bez względu na to, co sądzę o tej muzyce, a mogę powtórzyć za moim włoskim kolegą Albino: „I prefer another kind of…. music”, koncert był niesamowitym przeżyciem. Był oczywiście konferansjer, który jednocześnie był gitarzystą. Konferansjer zapowiadał poszczególnych śpiewaków, sypał dowcipami i przekomarzał się z innymi muzykami, co powodowało salwy śmiechu na widowni. Obok mnie siedział Robin, chłopak z Anglii, który także nic nie rozumiał (sic!). Nasz Amerykański tłumacz usiłował opowiadać dowcipy własnymi słowami, ale było dość trudno. Wszyscy świetnie się bawili, oprócz naszej jedenastki, która ni w ząb nie czuła blusa (co na koncercie country music akurat dziwić nie powinno). W przerwie zabawa trwała dalej, konferansjer wywołał wszystkich kursantów, mówiąc, że będzie zgadywał, skąd jesteśmy. Kazał nam wstać i tak oto staliśmy się głównym punktem programu. O każdej nacji konferansjer coś mówił tak śmiesznego, że sala pokładała się ze śmiechu. Na szczęście weny wystarczyło mu tylko do Robina, potem się zmęczył i tylko powiedział, że Poland brzmi zupełnie jak Holand (H A H A). Przychodzili do nas różni ludzie, klepali nas po ramieniu (a klepnąć umieją), pytali, jak nam się podoba w Teksasie i w ogóle byli życzliwi. My też musieliśmy być życzliwi, bo w Teksasie noszenie broni jest powszechne. Po spektaklu, gdy jeszcze grała muzyka, ale konferansjer się już pożegnał, wszyscy wstali i wyszli. Trochę się dziwiłam takiemu niegrzecznemu zachowaniu, ale co kraj to obyczaj. Jak się okazało, wszyscy śpiewacy stali rzędem przed teatrem i żegnali się ze WSZYSTKIMI widzami. Tu ponownie staliśmy się atrakcją wieczoru, ludziska przychodzili nas obejrzeć tym razem z bliska, a niektórzy macali te dziwne okazy zza wielkiej wody. Ogólnie było ciekawie, choć nie czułam się dobrze w roli gwoździa programu.
Właściwie kończę tą opowieść już rano, bo wczoraj, choć jak twierdzi moja ukochana mama, nie machałam rękami podczas lotu, tylko siedziałam na pupie, byłam tak zmęczona, że miałam kłopoty z wdrapaniem się na łóżko. Jest ono tak wysokie, że sięga mi do biustu, a grabiny nie dostarczono. Za chwilę idę pojeździć konno i jeśli to przeżyję, to sprawozdam wieczorem.
Iiiiiihaaaaa