Podróż Kolory Krymu - Podróż pociągiem



Piątek, 02.08
Obudziły mnie pielgrzymki do kibelka. Oznaczało to, że znakomita większość pasażerów już się wyspała (7 rano). Godzinę później w naszej maszynowni zrobiło się tłoczno, kiedy pani pieriewod zaczęła przygotowywać herbatę dla wszystkich. Biedna Jola usiłowała spać, ale chyba tylko udawała bo ludków było co niemiara. Acha, przewodniki straszyły karaluchami, ale spacyfikowałem zaledwie jednego. Więcej nie było (?). Do Symferopola dojechaliśmy zgodnie z planem i po krótkim spacerze udało nam się spotkać naszą współtowarzyszkę dalszej podróży - Ewę. Ustaliliśmy plan podróży i wynajętym samochodem ruszyliśmy do Sudaku (20$ / 100km). Facet podrzucił nas od razu w pobliże plaży, gdzie zazyliśmy pierwszej kąpieli w Morzu Czarnym. Ech, jak fajnie było z siebie zmyć cały brud z pociągu... Po kąpieli czas był najwyższy znaleźć nocleg - tu fachowcem była Ewa. Tragowała się o każdego dolara i dzięki niej ominęliśmy norę za 5$ od głowy, zamieniając ją na przyzwoity pokój za 3$. Mając w pamięci kibel z pociągu zaraz zapytałem o to haziajkę (gospodyni z licznymi brakami w uzębieniu). No i haziajka pokazała mi gustowny kibleke z białej cegiełki, którego centralnym punktem była wbetonowana ceramiczna podstawa na stopy z dziurą umieszczoną anatomicznie. Babka zobaczyła moją minę i zapytała, czy coś mi się nie podoba. Uprzejmie zapewniłem, że wsio charaszo. I faktycznie tak było dopóki nie musiałem skorzystać z tego przybytku - mój tyłek buntował się i odmawiał współpracy. W końcu jednak przełamał się i było super :-) Nici tylko z czytania gazety, bo nogi to sztywne były po 3 minutach. Będąc niejako 'przy temacie': zużytego papieru NIE WYRZUCA SIĘ do kibelka, tylko do pojemniczka obok... Obrzydliwość. I dowiedziałem się o tym, przypadkiem po 2 dniach.