środa, 14.08
Udało nam się nie wpaść na żadnych upierdliwych gliniarzy, ale za to wpadliśmy na kawę do Mc Donaldsa w Symferopolu. A jeszcze w Bakczysaraju wpadłem do kibelka na dworcu, który to kibelek będzie mi się śnił po nocach jeszcze długo. To trzeba (?) zobaczyć.
Później już tylko 'zaokrętowanie się' w pociągu i ruszyliśmy do Lwowa. Przedział dzieliliśmy z całkiem atrakcyjną młodą Rosjanką, która jednak po pół godziny zamieniła się na szczęśliwą rodzinkę z małym synkiem o blond włoskach i diabolicznym spojrzeniu. Przez kolejne 30h blondasek sprowadził w okolice naszego przedziału poznanych kolesiów i miałem wrażenie, że jadę w wagonie przedszkolnym. Gu gugu gu.....
czwartek, 15.08
Lwów jest piękny. Nie udaje nam się jedynie z niego wydostać, bo autobusy raczą nie kursować. W końcu załapaliśmy się na kurs do Rzeszowa i za ostatnie hrywny kupiliśmy bilety. Tzn najpierw kupiliśmy jeden bilet, a pani z okienka poinformowała nas, że nie ma już więcej miejsc. Śmieszna sprawa, bo autobus był praktycznie pusty na peronie. Podzieliliśmy się z panią tą informacją, ta wyraziła uprzejme zdziwienie, ale wykonała jeden telefon i bilet się wydrukował. Później już tylko 3,5h czekania na granicy i powitała nas III Najjaśniejsza. Celnicy na szczęście nie chcieli zaglądać do naszych precyzyjnie spakowanych plecaków. Ok. 1 w nocy autobus wywalił nas niedaleko dworca. Wśród smrodu szczyn i rzygowin oraz towarzystwie mocno podejrzanym kupiliśmy bilety i cali szczęśliwi opuściliśmy Rzeszów. I pomyśleć, że kiedy wyjeżdżałem na Ukrainę byłem przekonany, że tak wyglądają ICH dworce... Cała powrotna podróż zajęła mi 51h.
Udało nam się nie wpaść na żadnych upierdliwych gliniarzy, ale za to wpadliśmy na kawę do Mc Donaldsa w Symferopolu. A jeszcze w Bakczysaraju wpadłem do kibelka na dworcu, który to kibelek będzie mi się śnił po nocach jeszcze długo. To trzeba (?) zobaczyć.
Później już tylko 'zaokrętowanie się' w pociągu i ruszyliśmy do Lwowa. Przedział dzieliliśmy z całkiem atrakcyjną młodą Rosjanką, która jednak po pół godziny zamieniła się na szczęśliwą rodzinkę z małym synkiem o blond włoskach i diabolicznym spojrzeniu. Przez kolejne 30h blondasek sprowadził w okolice naszego przedziału poznanych kolesiów i miałem wrażenie, że jadę w wagonie przedszkolnym. Gu gugu gu.....
czwartek, 15.08
Lwów jest piękny. Nie udaje nam się jedynie z niego wydostać, bo autobusy raczą nie kursować. W końcu załapaliśmy się na kurs do Rzeszowa i za ostatnie hrywny kupiliśmy bilety. Tzn najpierw kupiliśmy jeden bilet, a pani z okienka poinformowała nas, że nie ma już więcej miejsc. Śmieszna sprawa, bo autobus był praktycznie pusty na peronie. Podzieliliśmy się z panią tą informacją, ta wyraziła uprzejme zdziwienie, ale wykonała jeden telefon i bilet się wydrukował. Później już tylko 3,5h czekania na granicy i powitała nas III Najjaśniejsza. Celnicy na szczęście nie chcieli zaglądać do naszych precyzyjnie spakowanych plecaków. Ok. 1 w nocy autobus wywalił nas niedaleko dworca. Wśród smrodu szczyn i rzygowin oraz towarzystwie mocno podejrzanym kupiliśmy bilety i cali szczęśliwi opuściliśmy Rzeszów. I pomyśleć, że kiedy wyjeżdżałem na Ukrainę byłem przekonany, że tak wyglądają ICH dworce... Cała powrotna podróż zajęła mi 51h.