Od rana jest paskudnie. Wczoraj padało, a dzisiaj wieje przenikliwy wiatr i zbierają się gęste czarne chmury. Zostawiamy bagaże przy jednej z jurt na zboczu i pniemy się coraz wyżej w jedną z bocznych odnóg doliny. Jesteśmy zaintrygowani, bo Tałaj i Mirżan chcą nam pokazać "wędzarnię Manasa". Niestety, niemal od razu zaczyna siąpić deszcz. Im wyżej, tym zimniejszy. W końcu przechodzi w śnieg. Po chwili słychać grzmoty i czujemy uderzenia gradu wielkości grochu. Jest na przemian ciemno i jasno. Koniom trudno ustać przy gwałtownych podmuchach wiatru. O dziwo, zachowują stoicki spokój.
Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Przypominam sobie jedną z wycieczek na koniach w podwarszawskim lesie, kiedy nasz cały zastęp spłoszył się nagle na widok granatowej dziecięcej rękawiczki leżącej na ścieżce. Rumaki uznały ją za śmiertelne niebezpieczeństwo i zarządziły odwrót. Bez konsultacji z nami.
A kirgiskie konie idą spokojnie, choć wali grad, a droga prowadzi ostro w górę, czasem po gołoborzu (skalnym rumowisku). Pytamy: - Tałaj, czy te konie mogą się czegoś przestraszyć?
- A czego miałyby się bać?
- Czy widziałeś, by się spłoszyły?
- Nigdy.
Wędzarnia Manasa to malowniczy komin i rozpadlisko w skałach na przełęczy 3,5 tys. m n.p.m. Ponoć pradawni wojowie wypełniali je gałęziami drzew, a potem wrzucali do szczeliny barany i piekli. Mało prawdopodobne. Najbliższe gałęzie i drzewa widzieliśmy w dolinie dwa tysiące metrów niżej, o wiele godzin konnej drogi stąd.
Tubylcy do gotowania używają kizjaku - wysuszonych krowich odchodów, które żarzą się podobnie jak torfowe brykiety. Sami z powodzeniem próbowaliśmy tej metody pichcenia potraw, by oszczędzić pojemniki z gazem.
Skalna wędzarnia robi wrażenie, ale przecież nie takie jak konie. Drobne, ale niewiarygodnie wytrzymałe, idą stępem i kłusem przez siedem godzin dziennie, czasem podrywają się do galopu. Podczas wspinaczki wybierają drogę z gracją górskich kozic. Przechodzą rwące strumienie, stąpając po dnie pełnym śliskich otoczaków.
Dalibyśmy wszystkie pieniądze za takiego konia. - Nie jest na sprzedaż - mówi Tałaj. A co z nim zrobisz, kiedy już nie będzie mógł ci służyć? Kirgiz w międzynarodowym geście zarzynania przeciąga ręką po szyi. Nie będzie ci szkoda? - Tak się u nas robi.
Gdzie więc można kupić takie konie? - Dobrej szkapy nie kupisz na targu - mówi Tałaj. - Tam dostaniesz tylko konia na obiad, takiego, który ma zły charakter - stara się wyjaśnić dość nieporadnym rosyjskim.