Już od zeszłego roku byliśmy umówieni z Jackiem.so na polowanie na żurawie. Oczywiście z naszymi najdłuższymi obiektywami. Skontaktowaliśmy się mailem, ale z przyczyn rodzinnych Jacek nie mógł pojechać. Zatem znów podróż do Biebrzańskiego Parku Narodowego odbyliśmy tylko z moim przyjacielem Chrisem.
Jacek podrzucił namiary GPS na miejsca, gdzie widział w ubiegłym roku ptaki. Przy okazji też i dzika i łosia i .... co tam się napatoczy przez przypadek. Ruszyliśmy nocą z Warszawy, aby dotrzeć przed wschodem słońca. A zima w tym roku trzyma mocno i znów sypnęła śniegiem. Jechaliśmy w niezłej śnieżycy wśród TIRów sunących nocą na wschód. Wyprzedzali omijając wysepki na jezdni z lewej strony!!! Nic dziwnego, że potem słyszy się o wypadkach jak ciężarówka leży w poprzek drogi. Głupota nie boli...
Na miejscu mieliśmy skręcić w boczną drogę. Okazało się, że to polna droga z głębokimi koleinami i cała zasypana śniegiem. Po ujechaniu 10 metrów zawróciliśmy. Na szczęście. Samochód został w zatoczce na poboczu jezdni, a myśmy ruszyli jak się okazało groblą w kierunku oznaczonego na mapie miejsca. Długi spacer niestety nie przyniósł innych efektów poza obserwacją kilku saren skaczących po rozległych przestrzeniach, a potem całej grupie dziewięciu sztuk siedzących w oddali. Dziesięciokilometrowy spacer jednak był relaksujący. Mroźne powietrze i sypiący ciągle śnieg dały chwilę inności od tego co dzieje się w mieście.
A potem ruszyliśmy już samochodem wzdłuż Carskiej Drogi licząc na łosie pożywiające się w pobliżu. I nie zawiodły. Widzieliśmy siedem sztuk. W lesie i na poboczu drogi także sarny. Zdjęcia są dowodem na to jakie warunki dzisiaj (13.02.2010) rankiem tam panowały...