Podróż Mój sen o Troi - czyli dziennik z podróży po Turcji - 25.08 Goreme-Rose Valley-Cavusin-Zelve-Goreme



2009-02-02
Göreme – okoliczne doliny  Plan był krótki, zobaczyć jak najwięcej. Wyruszyliśmy rano w stronę Zelve. Jest tam open air museum, podobnie jak w Göreme, gdzie za opłatą można zobaczyć to samo co za darmo kawałek dalej, bez miłego towarzystwa turystów. Wybraliśmy drugą opcję.
Wędrując w kierunku Zelve doszliśmy do małej wioski Carvasin. Tam zapytaliśmy o drogę, zdobywając przewodnika w osobie małego chłopca, mieszkańca Carvasin. Chwalił się, że pełni funkcje „guide`a” w muzeum Zelve, w co raczej trudno było nam uwierzyć, mając na uwadze jego wiek. Wspinał się w każdym razie wspaniale, niczym kozica. Ledwo za nim nadążaliśmy, bo wejście było bardzo ostre.
Idąc szczytami przeszliśmy na drugą stronę łańcucha oddzielającego obie miejscowości. Doszliśmy do bajkowych grzybków i spragnieni cienia odpoczęliśmy chwilę w Zelve. Stamtąd wróciliśmy autostopem do Carvasin i ruszyliśmy w dalszą drogę tym razem z zamiarem obejrzenia Rose i Red Valley. Nieco spragnieni zobaczyliśmy małą tabliczkę z napisem Fanta, Cola, Tea. Zaintrygowani poszliśmy zgodnie z kierunkowskazem, zaskoczeni obecnością tabliczki na tym odludziu.
U celu, obok wspomnianych napojów odnaleźliśmy mały kościółek (wykuty w tufie,) którego kustoszem samozwańcem był nikt inny jak właściciel kawiarenki (znajdującej się oczywiście w tufie). Zniechęceni wysokością cen od razu poszliśmy obejrzeć kościół. Po krótkiej chwili pan nas wygonił i zamknął za nami drzwi, które jak mniemam sam zamontował. Widać, trzeba było wydać ostatnie pieniądze na herbatę, miała to chyba być chyba ukryta opłata za wstęp, albo za te drzwi{?). Zachowanie pana trochę nas zdziwiło, bo jak dotąd mieszkańcy Turcji zdawali się rozumieć, że nie wszyscy turyści mają kieszenie pełne kasy. Pożegnaliśmy się chłodno
i ruszyliśmy z powrotem. Zmęczeni, wysuszeni, ale szczęśliwi po odnalezieniu tego co mieliśmy nadzieję zobaczyć i doświadczyć dowlekliśmy się do Goreme. Na szczęście czekał na nas basen z niestety nieco zimną wodą. Moczyliśmy się do wieczora. W perspektywie nocy w autobusie, chcieliśmy poleżeć „na zapas” dopóki słońce nie zaczęło chować się za górami.
W autobusie (pełnym atrakcji) obejrzeliśmy jeszcze film (Terminator 2) i obudziliśmy się już w zupełnie innym miejscu.  

Wydatki: bilet do Stambułu 2x15,5$