Podróż mgnienie oka w Iranie - Maku



Maku jest niewielką (o połowę większą niż mój wyznacznik zadupia - Luboń) mieściną przy samej granicy tureckiej. Wiele do zwiedzania tam nie ma, ale oglądać jest co, bo miasto to znajduje się w wysokim skalnym wąwozie. Otaczające je ściany od razu nasunęły nam (a przynajmniej tym z nas, którzy tam byli) skojarzenia z Todrą. Zwraca uwagę meczet umiejscowiony pod imponującym okapem skalnym, z którego ponoć na wiosnę spływa pięć wodospadów.

 

Po całej okolicy obwiózł nas bardzo miły miejscowy - Burman, o ile dobrze pomnę imię. Poznałem go chcąc zrobić zdjęcie z najwyższego budynku w centrum Maku - będącego jeszcze w budowie 3, lub 4 piętrowego domu. Burman okazał się być właścicielem, zaprowadził mnie na dach, a potem gdy objaśniał co z niego widać to zaproponował, że zabierze nas do wspomnianego wcześniej meczetu. Oczywiście z propozycji skorzystaliśmy, a na meczecie się nie skończyło. Potem jego brat (kiedyś profesjonalny bokser ze sportowymi sukcesami) zabrał nas na przejażdżkę Paykanem po okolicznych punktach widokowych, którą zakończyliśmy u niego w ogrodzie przy herbacie i fajce wodnej. 

 

Maku dla nas się okazało chyba najgościnniejszym miastem w Iranie, bo kiedy wracaliśmy już do Turcji i o 5 rano wysiedliśmy właśnie tutaj z autobusu, to jeden ze współpasażerów - Kurd imieniem Yousef - zaprosił nas do siebie na śniadanie, a potem wraz z bratem odwiózł na granicę. Może tak tutaj gościnnie, bo większość mieszkańców to Kurdowie właśnie, a nasze doświadczenia wskazują, że są oni niezwykle otwarci, gościnni i uczynni.

  • Ararat nad Maku
  • Burman
  • Yousef z rodziną
  • Maku
  • Maku
  • Maku
  • Maku
  • Maku