Od samego rana wybieramy się na mały rajd po sklepach. Zauważamy pewną prawidłowość - większość Norwegów jest bardzo szczupła i świetnie ubrana. Gdy wchodzimy do jedynego (!) centrum handlowego w stolicy od razu wiemy dlaczego - ubrania są tutaj tanie (raj dla wielbicieli H&M'u), a jedzenie bardzo drogie (cena za kilogram zwykłego chleba sięga nawet 20 złotych).
Jednak to nie zakupy są naszym głównym celem - wsiadamy więc do metra(a raczej kolejki) i ruszamy w kierunku skoczni narciarskiej Holmenkollen, której królem w 2007 okrzyknięto Adama Małysza, gdyż jako jedyny skoczek w historii zwyciężył na niej aż pięciokrotnie. Obiecanego przez organizatorów pomnika na jego cześć jeszcze nie ma, ale jego brak wynagradza nam cudowna panorama Oslo, a także zapierająca dech w piersiach skocznia. Dochodzimy do zeskoku - z naszego miejsca wydaje się on prawie pionowy. Podziwiamy odwagę skoczków.
Naszą wycieczkę zaplanowałyśmy na kwiecień, kiedy rozmarza śnieg, więc skocznia nie wygląda najlepiej, mimo wszystko robi wrażenie.