2009-04-14

California. Tak, California, wreszcie. Zastanawiam się czy napisać o gehennie czekania na samolot, i radości tej garstki zmęczonych ludzi czekających na dwóch pilotów wyciągnietych z łóżek, zastanawiam się czy napisać o tym, jaka atmosfera panowała w samolocie, kiedy już wszyscy mniej lub bardziej wygodnie zasiedli w fotelach, a może o tym jak Jacenty zaskoczył mnie na lotnisku, całkiem rześkim spojrzneniem i mocnym uściskiem dłoni o 4 w nocy? Eee… nie, nie będe. To już mój trzeci dzień w stanie Arnolda, i czas coś napisać. Czyli małe podsumowanie, bo wcześniej jakoś nie było czasu.

Truskawki, całe mnóstwo truskawek i Jacka i Ewki na ich ryneczku. Kupiliśmy wielki karton, i potem w domu z cukrem – mniam. Brakujemi w Irlandii właśnie najbardziej jedzenia, truskawek, dobrej kalarepy, czasem chleba, choć postępy są już duże, czyli polskie piekarnie. Ale jedzonko to to co ważne w moim życiu. Irlandczycy generalizując, jedzą, bo muszą, i nie bardzo zastanawiają się nad podtekstem kulinarów, jak dostają coś innego niż burger, rozpływają się w zachwytach.
Tia – a tu wielkanoc, moja druga w USA. Wtedy 9 lat temu, na Florydzie, teraz druga strona świata. Pięknie udekorowany stół, Piękna Ewka i JAcenty. I Polska, i polskie klimaty, ale nie chcę tutać zionąc jakimiś ojczyznianymi klimatami, ale stól naprawdę ładnie zaścielony kulinariami, kurczaki i zajączki wszędzie kicają, szkoda że nie takie rpawdziwe, bo choć ogródek Suligasty mały jest, to idealnie badawał by się na małą ferme kurczaków bądz kicaków.

Bardzo bardzo mi się podobało u Jacka i Ewki, chociaż mówili, że nie wszystko złoto co się świeci, bo cięźko na to wszystko zarobić i jakoś oszczedzać w miarę rozsądnie, no i jeszcze ten stres związany z pracą, a raczej jej utratą i kryzysem. Ale idą do przodu, bo kto idzie, ten się nie cofa. Zatem dobry czas, prawie 3 dni spędzone, super farm market, swietna malutka knajpka i super steak (podcast jadalniczy – tak go nazwałem, będzie miał miejsce swoej, czyli postanowiłęm, że gdziekolwiek będę coś jadł, będe coś nagrywał – taki pan amerykański podcast). No i słońce, no i ciepło – no i Ewa mówiła, że nawet jak jakiś smutki, że w pracy denerwują, że stres, że jakieś inne rzeczy, to zawsz eświeci słońce i jakoś to bardzo pomaga.

No i święconka – mam wrażenie ciekawy podcast z kościoła, ciekawa rozmowa z księdzem z Jacka parafii, polak, ksiądz, ale myśle że bardzo ciekawa rozmowa i ciekawy wielkanocny podcaścik. POtem nagraliśmy z Jackiem i Ewką podcast lawkowy, czyli w pobliskim parku usiedliśmy wygodnie na ławce, i tym razem solo z Ewką – czyli druga odsłona dźwiękowa.

Tia, mam wrażenie, że czasem za dużo tego mikrofonu, nagrywania, że czasem trzeba pogadać normalnie, bez nagrywania, nie to żebym wszedzie i wszystko nagrywał, ale miałem wrażenie, że Jacek lekko był zirytowany, że tyle nagrywam. NIe powiedział mi tego, ale… takie odniosłem wrażenie. Może to źle, napewno to żle, ale jakoś tak, poporze włąsnie czasem mikrofon próbuje rozmawiać z ludzmi, i wierzcie mi bądź nie – ale więcej własnie tak można się dowiedzieć, po mimo jakiś czasem bariery dźwięku…

 

AAAaa, zapomniałbym o Wielkanocy. O super smakowicie zastawionym stole u JAcka i Ewki, California, ale w zasadzie stół nie różnił sie od mojego poznańskiego. Wcześniej święconka, w polskim kościele w Palo Alto, no i mam wrażenie ciekawy podcast święconkowy z księdzem... Wielkanoc - to już moja druga w USA - tym razem równie smakowita... 

Chcecie posłuchać o czym pisałem?
Day 2 Day 3 Day 4

  • ...
  • ...
  • ...
  • dobroć
  • mniam
  • Farm market
  • mniam
  • ...
  • kurczaki
  • Farm market
  • mniam
  • ...
  • Farm market
  • wielkoanocne święcenia
  • mniaaam
  • mniam
  • mniam
  • mniam
  • Strawberrys
  • mniam
  • Farm market