Podróż Kenia-Tanzania-Zanzibar, czyli jak spełnić marzenia za 4 tysiące - Masai Mara - przestrzeń



2008-11-18

Drogę do Masai Mary rozpoczynamy od miasta Narok, stolicy ziemi Masajów. Jemy obiad w, zdaje się, najlepszym hotelu w mieście, który standardem przypomina trzeciorzędne polskie schronisko, ale nic to. Najważniejsze, że obok mają internet i komputery. Ściągamy zdjęcia na dyski, bo już brakuje miejsca.

Spacer niezatłoczonymi ulicami jest przyjemny, oczywiście wszędzie nas nagabują. Poczciwy stary Masaj chciał bardzo, żebyśmy kupiły mu colę, ale niestety nie zrozumiałyśmy, o co mu chodzi...

 

Ruszamy do Masai Mary. 

 

Nocujemy w  obozie, który wygląda za dobrze. Namioty z murowanymi przybudówkami, w których znajduje się toaleta i prysznic. Obozu pilnują Masajowie z pobliskiej wioski. Nocami siedzą przy ognisku. Jest prąd! Od zmierzchu (zawsze, co do minuty 18.30) do 22. Wyruszamy na trzydniowe safari.

 

Masai Mara jest rezerwatem położonym na wysokości 2000 m n.p.m. Przestrzeń, która powala, pofałdowana sawanna, samotne drzewa - ikony Afryki, jak z Kapuścińskiego, światło różne, krajobraz choć niemal taki sam a nie chcesz oderwać wzroku, dzikie zwierzęta a my jak dzieci. One wolne, powolne, jedzące, rzujące, gapiące się, śpiące, ssące, biegnące, odlatujące. Jakoś wstyd, że do nich przyjeżdżamy. Wyobrażam sobie, jak to może być w sezonie. Mijające się białe vany z odkrytym dachem i krzyczący turyści, korki przy lwach, korki przy padlinie. U nas było spokojniej. Niesamowite, tak czy siak, jest to, że zwierzęta biorą samochody za swoich, przyzwyczajone, obojętne, naturalne...

John starał się bardzo, jeździł mało uczęszczanymi trasami. Mimo to, zobaczyłyśmy najrozmaitsze zwierzęta: gazele, zebry, żyrafy, bawoły, topi, kongoni, gnu, elandy, słonie, hieny, szakale, strusie, sępy, lwy, impale. Zobaczyłyśmy Wielką Piątkę, pięć najbardziej niebezpiecznych, dużych zwierząt Afryki: słoń afrykański, nosorożec czarny, lew, bawół afrykański, lampart. No dobra, lamparta nie było, za to była prawdziwa pogoń za gepardem, którego najtrudniej wytropić. Udało się! John był dumny, my przejęci szalonym rajdem po bezdrożach rezerwatu. 

 

Raz jeden opuściliśmy nissana, ubłagawszy Johna, żeby dał sobie pomóc, kiedy zakopaliśmy się po podwozie w błocie. Pierwszy raz widziałam spoconego Johna (w ogóle nie widziałam spoconego Afrykańczyka). John był zdenerwowany. Za wypuszczenie turystów z wozu grozi mu odebranie licencji i więzienie. Na domiar złego, w pobliżu kroczyły dumnie słonie, które pomimo niewinnego wyglądu, potrafią zaatakować w szale. Słoń, jak mówił John, wstydzi się zabójstwa, dlatego przykrywa gałęziami zwłoki swojej ofiary.

 

Któregoś dnia odwiedzamy wioskę Masajów (manyatta). Witają nas mężczyźni, w tym syn wodza, negociujemy cenę za wejście. Kwota ma zostać przeznaczona na szkołę i radę wioski (teoretycznie, ale nie wnikamy)  Turystyczny cyrk przerodził się w naturalną dyskusję w chacie z krowiej kupy. Siedzieliśmy na posłaniach z krowiej skóry. Z prawdziwą dumą opowiadali o plemiennych zwyczajach, rytualnym zabiciu lwa, skakaniu po żonę (kto skoczy wyżej), wielożeństwie, ponadprzeciętnej dzietności. My wypadłyśmy, co najmniej jak kosmitki, jedna z jednym dzieckiem, druga w ogóle bez i tak to u nas jest - coś nie mogli uwierzyć. Do cyrku należały tańce, rozpalanie ognia, picie masajskiego piwa. Do samego życia cała reszta. Na koniec obowiązkowa wizyta na targu. Zostaliśmy oblężeni przez kobiety, handel i trade. Okazało się, że nawet lepiej wymieniać się na towary niż za nie płacić. Tictaki za bransoletki, gumy za drewniane figurki. Za T-shirt dali by naprawdę wiele. Negociuj długo, opłaca się. Wyjmij kartkę i kalkulator - zostaniesz obdażony uwagą i poszanowaniem. Im za kartkę służyła czarna skóra, po której drapali małym patyczkiem swoje wielokrotnie zawyżone ceny. Uczyłam się od mistrzyni targowania, wyszłam z obozu z plecakiem pamiątek.

Egzotyka gdzieś się miesza z wyrachowaniem, drobnym cwaniaczkowaniem. Widziałam Masajów funkcjonujących jako dodatki do ekskluzywnego jeepa, pięknych (jak ten z "Białej Masajki"), hebanowych, nabłyszczonych, obwieszonych błyskotkami, towarzyszących bogatym Amerykanom z Governors Camp.

Widzałam też Masaja, który w romantycznych okolicznościach obozowego ogniska wyciąga komórkę, no i cóż... Zgrzyta? Mi nie. Ale widzieliśmy też dzieci, naradę pod drzewem, samotne czerwone figury w bezkresnej zieleni. 

 

 

 

  • P1000315
  • P1000326
  • P1000330
  • P1000347
  • P1000351
  • P1000353
  • P1000354
  • P1000355
  • P1000387
  • P1000394
  • P1000398
  • P1000403
  • P1000404
  • P1000407
  • P1000415
  • Mas
  • Masai
  • Masai1
  • Masai3
  • Masai5
  • Masai7
  • Masai98
  • Mass
  • P1000548
  • P1000559
  • P1000560
  • P1000564
  • P1000567
  • P1000576
  • P1000590
  • P1000591
  • P1000596
  • P1000597