z bogatej oferty hoteli zdecydowałyśmy się w końcu na tourist hotel na ulicy opon samochodowych ;) właścicielką jest ekscentryczna wiekowa libijka znana w całym mieście jako madame olga ;) wybór więc dosyć oczywisty, niestety - nie dostałyśmy zniżki, na którą tak liczyłyśmy ;p
miejsce jest jak najbardziej godne polecenia, ceny nieco wyższe niż oczekiwałyśmy, ale i tak warto: jest czysto i przyjemnie, śniadanie można zjeść na tarasie, a obsługa mówi... wieloma językami.
samo aleppo... podobało nam się ogromnie. ten pierwszy smak orientu w naszej podróży był najwyrazistszy z wszystkich chyba. do późnej nocy włóczyłyśmy się wąskimi uliczkami starego miasta - tak wąskimi, że mijając się z kimś, musiałyśmy dotykać ścian, chłonąc jego niepowtarzalny klimat: rozmawiając z ludźmi, oglądając karawanseraje i kościoły ormiańske, próbując nowych smaków, buszując w suku...
jako dwie "zachodnie" turystki bez męskiego towarzystwa wzbudzałyśmy oczywiście dość powszechne zainteresowanie. dzielnie odpowiadałyśmy na setki hello i wlecome i choć zdarzały się też mniej przyjemne zaczepki, serdeczność mieszkańców - mężczyzn naturalnie - była dość oczywista ;)
a nawet chłopców. za dnia wołali za nami "sabrina, sabrina", byłyśmy bardzo zdziwione i na maksa rozbawione domysłami, jaki możemy mieć związek z tą niewątpliwą gwiazdą czasów naszej podstawówki... dużo później spłynęła na mnie łaska oświecenia - nie chodziło o seksbombę (ach, my naiwne ;p), tylko zdjęcie - w arabskim - zwłaszcza wykrzyczane na ulicy - brzmi dosyć podobnie ;ppp