Po raz drugi przyjeżdżamy do Aten realizując program wycieczki "Bliżej bogów" w maju 2019 r. razem z Halinką i Andrzejem, poznanymi w Toskanii. Tak nam było dobrze na Cyprze, rok wcześniej, że postanowiliśmy i ten weekend majowy spędzić razem. Po nocy spędzonej w odległym o prawie 30 km od centrum hotelu, dzień wstaje piękny, słoneczny i bardzo ciepły. Idealny dzień na kontakt ze sztuką przez "S". Rozpoczynamy go bowiem od obejrzenia wystaw gromadzących greckie skarby w Narodowym Muzeum Archeologicznym. Oglądając eksponaty można prześledzić historię sztuki i rozwój rzeźby. Rzeźby archaiczne z 7 - 6 w.p.n.e. charakteryzują się sztywnym korpusem, potrzebują 2 punktów podparcia, ręce i nogi połączone są z korpusem, mają uśmiechniętą twarz, z czasem są coraz mniejsze. Wszystkie posągi były malowane. Nagie kobiety pojawiają się dopiero po 4 w.p.n.e. Rzeźby klasyczne prezentują coraz więcej szczegółów anatomicznych, mają krótkie włosy, są bez uśmiechu, ustawiane są na podstawach. W połowie 5 w.p.n.e są już w większości z brązu.Rzeźbiarze znają już bardzo dobrze anatomię, we wszystkich posągach widoczne są dziury po oczach, które wypadły, a wykonane były z lapis lazuli. W następnych salach wyeksponowno bogato zdobione wazy nagrobne na prochy, nagrobki i amfory oraz płyty nagrobne. Posągi klasyczne są piękne, z czasów rzymskich wiele tunik ma rękę na wierzchu, każdy posąg jest stabilizowany przez podpórki i pień drzewa, monumentalne posągi potrzebują podparcia. Wreszcie wchodzimy do sali w której w gablotach znajdują się mykeńskie skarby, wspaniała złota biżuteria znaleziona w Mykenach przez Heinricha Schliemanna i jego żonę, Sophie nazywaną przez niego Heleną. Bransolety, łańcuchy, diademy i pierścienie zostały uwiecznione na zdjęciach, gdy Schliemann założył żonie wybraną przez siebie biżuterię. Zdjęcie pani Schliemann obiegło świat i stało się dowodem znalezienia skarbu, który archeolog - amator uznał za skarb króla Priama. W kamiennej skrzyni były również złote maski pośmiertne, jedną z nich Schliemann nazwał maską Agamemnona. Nie jest to zgodne z prawdą, bo maska jest znacznie starsza niż czas wojny trojańskiej.
Z muzeum udajemy się na Akropol. W stosunku do poprzedniego pobytu w listopadzie 2014 r. na wzgórzu kłębi się tłum turystów. Do kasy też gęstniejąca z każdą minutą kolejka. Przez moment ogarnia mnie przerażenie i strach. Przez głowę lotem błyskawicy przelatuje myśl " Wszystko zadepczą, a ja razem z nimi". W kilku miejscach miałam już wcześniej . wrażenie, że niszczymy to, co przed wiekami stworzono i co przez wieki przetrwało dla nas, właśnie skazaliśmy na zagładę. Wracają natrętnie obrazy sprzed lat wywołujące dyskomfort mimo pięknych okolicznych widoków. Pamiętam ogromne zaskoczenie widokiem wielkiego statku, pięciopiętrowego hotelu turystycznego wpływającego do Wenecji. Kilka lat później takie statki pływające po Nilu, jeden za drugim, niemal jak w konwoju. I ostatnio podczas pobytu w Splicie kilka takich kolosów stało w zatoce. I jeszcze to, że wszędzie dolatujemy samolotami. Czy rzeczywiście, aby ocalić to co trzeba zachować dla potomnych powinniśmy zostać w domu i oglądać te wspaniałości w TV? Siedzę przed Erechtejonem i smutno mi Boże...
Odnotowuję, że Partenon ma znacznie więcej kolumn odnowionych, poprzednio zauważyliśmy, że renowacja kolumn polega na nakładaniu na ich powierzchnię cienkich arkuszy marmurowych. Plączemy się po wzgórzu, między propylejami a Erychtejonem fotografuje się mnóstwo turystów z całego świata.
Schodzimy na grecką agorę. Przez chwilę czas się zatrzymał. Jest tak, jak zapamiętałam to miejsce sprzed kilku lat. Wszystko na swoim miejscu. Tylko ludzi mnóstwo. Tym razem niczego nie oglądamy niczego. Słuchamy opowiadania przewodniczki, a później schodzimy na rzymską agorę i na Plakę. Wszystko takie znajome. I piękne jak poprzednio. Teraz czas sprawdzić czy kawa smakuje tak jak poprzednio. Na Monastiraki znajdujemy wolny stolik w jednej z wielu restauracji i zamawiamy souvlaki czyli szaszłyki drobiowe i dolmades czyli jedno z najpopularniejszych dań kuchni greckiej, to rodzaj gołąbków nadziewanych ryżem i mięsem zawinięte w liście winogron. Tu podawane są z sosem jogurtowo - miętowym i kilkoma cząstkami świeżej cytryny. Od wielu lat mamy zwyczaj zjadania tzw. lunchu zamawiając różne dania i dzieląc się nimi. W ten sposób próbujemy różnych specjałów poznając świat od kuchni. Tym razem, na tej wycieczce, nie skorzystaliśmy z możliwości wykupienia obiadokolacji, biorąc pod uwagę opinie klientów, którzy przed nami byli na tej trasie i pamiętając, że jedzenie w Grecji jest pyszne i niedrogie. I tym razem utwierdzam się w poprzednio wyrobionej opinii. Było pyszne.
Nie spiesząc się nadmiernie, kierujemy się w stronę placu Syntagma, gdzie o 15.00 jesteśmy umówieni, aby zobaczyć zmianę warty przed parlamentem. Niedaleko od Monastiraki znajduje się Plac Metropolitalny, a na nim Katedra Metropolitalna (Μητροπολιτικός Ναός Αθηνών) będąca siedzibą arcybiskupa Aten i całej Grecji. Oficjalnie to Katedra Zwiastowania Matki Bożej– katedra prawosławna, główna świątynia Greckiego Kościoła Prawosławnego jest trójnawową bazyliką z kopułą. Jej fundatorzy król Otto von Wittelsbach i królowa Amelia von Oldenburg zamierzali stworzyć miejsce w którym koronowani będą ich następcy, choć wiedzieli, że nie ich potomkowie. Kamień węgielny położono 25.12.1842 r. Królewska para wydała wtedy również edykt o zniszczeniu 72 świątyń bizantyńskich, których elementy miały być użyte do budowy katedry, miejsca nie tylko koronacji, ale i pochówku królów greckich. Ukończenie budowy nastąpiło w 1863 r. Niewiele wcześniej zdetronizowano Ottona.
O wiele większe znaczenie, zarówno pod względem historycznym, jak i architektonicznym, ma niewielki marmurowy kościółek wybudowany na planie krzyża stojący nieopodal. Agios Eleftherios usytuowany jest obok katedry, a zbudowany z kawałków starożytnych świątyń i wczesnochrześcijańskich monumentów popularnie nazywany jest Małą Metropolią (gr Μικρή Μητρόπολη). Formalnie kościół św. Eleutheriosa (Άγιος Ελευθέριος) lub Panagia Gorgoepikoos (Παναγία Γοργοεπίκοος) jest kościołem bizantyńskim zbudowanym na ruinach starożytnej świątyni poświęconej bogini Eileithyii. Nie ma jednoznaczności co do daty jego budowy, możliwe, że wybudowano go w 9 w. za cesarzowej Ireny, ale są historycy sztuki skłaniający się do datowania jego budowy na 13 w. Wśród uczonych, zwłaszcza w Grecji, jeszcze niedawno rozpowszechniony był pogląd przypisujący jego powstanie za kadencji Michała Choniatesa, metropolity ateńskiego czyli na przełom 13 i 14 w. Jednak Mała Metropolia różni się zasadniczo od innych bizantyńskich kościołów z tego samego okresu nie tylko w Atenach, ale i na terenie Bizancjum. I choć plan jego budowy jest zgodny z typowym założeniem krzyża wpisanego w kwadrat, to jest wyjątkowo unikalny, bo prawie w całości zbudowany został z materiałów pozyskanych z wcześniejszych budynków począwszy od starożytności klasycznej, aż do 12 lub nawet 13 w, co wyklucza wcześniejszą datę budowy. Są tacy, którzy opierając się na pisanych źródłach kronikarskich twierdzą, że kościół został zbudowany po 1436. Sugerują datę powstania kościoła dla wczesnej epoki osmańskiej, być może związaną z przejęciem przez Turków starej katedry miasta, Theotokos Atheniotissa na agorze rzymskiej i przekształceniem jej w meczet. Pierwotnie poświęcony Panagia Gorgoepikopo (Matce Bożej Miłosiernej) za cudowną ikoną Matki Boskiej, która się tam mieściła, zyskał nazwę „Małej Metropolii”, ponieważ znajdował się w granicach rezydencji metropolity ateńskiego. Po wojnie o niepodległość Grecji kościół został opuszczony. Od 1841 r. mieścił bibliotekę publiczną, aż do1863 r. kiedy to został ponownie poświęcony jako kościół, najpierw Chrystusowi Zbawicielowi, a następnie św. Eleutheriosowi. W 1856 r. kościółowi przywrócony jego pierwotny wygląd usuwając nowsze elementy np.dzwonnicę.
I to już wszystko co udało nam się dodatkowo zobaczyć po powrocie do Aten po 4 latach. Choć nie planowałam po poprzednim pobycie w Grecji szczegółowo powrotu, to przeczytałam "Grecki skarb" Irvine'a Stone'a i duże fragmenty pierwszego przewodnika po Grecji napisanego w 2 w.n.e. przez Pauzaniasza w doskonałym tłumaczeniu pani Niemirskiej-Pliszczyńskiej. To dzięki pięknym opisom Pauzeniasza zobaczyłam tym razem to wszystko, czego już nie ma. "W świątyni i w micie" pokazują Akropol kolorowy i pełen ludzi. Na zakończenie garść wrażeń i refleksji. Do Aten mogłabym jeździć co roku i przebywać tam na tyle długo, aby zobaczyć jeszcze kilka muzeów, odnaleźć dom i grób Schliemanna i pojechać do Pireusu. Na Ateny, tak myślę, niepotrzebny jest szczegółowy plan, bo nie da się oddzielić zabytków greckich od rzymskich, chrześcijańskich i otomańskich. Na jednym terenie znajdują się wszystkie. Więc przyjmuję zasadę: gdzie oczy poniosą, a nogi zaprowadzą zawsze znajdzie się coś ciekawego i .....smacznego. Jedźcie do Aten, nawet na weekend, bo naprawdę warto.