Obudziłem się sporo przed świtem i z kubkiem kawy obserwowałem jak niebo zmienia barwy. Słońce oświetliło okoliczne szczyty, co zachęciło nas do wymarszu z biwaku. Dzisiaj jak na dłoni było widać trasę naszej wędrówki. Szybko zdobyliśmy szczyt Pedum (2025 m) i otworzył się przed nami niesamowity widok, który towarzyszył nam przez resztę szlaku. Za plecami zostawiliśmy biwak, który po jakimś czasie był ledwo widoczną białą kropką, po lewej stronie mieliśmy ośnieżone szczyty masywu Monte Rosa, niezliczone wierzchołki regionu Ticino, a po prawej stronie całą Val Grandę i migoczące w świetle poranka wody Lago Maggiore. Dzisiejszy szlak był dużo łatwiejszy, chociaż na grani mogło się zakręcić w głowie od przestrzeni wokoło i urwisk pod stopami. Na Cima Marsicce (2135 m) zrobiliśmy przerwę na uzupełnienie płynów, ale najwięcej czasu zajęło nam fotografowanie pięknych widoków.
Musieliśmy również podjąć decyzję co dalej z naszą wędrówką. W planie było zamknięcie koła Sentiero Bove i otoczenie całej doliny. Mieliśmy obawy, że może nam zabraknąć czasu, bo szlak okazał się bardzo wymagający, chociaż nie są to wysokie góry. Zdecydowaliśmy się zejść do Bocchetta di Terza (1836 m) i dalej w dolinę do biwaku Alpe Pian di Boit na wysokości 1122 m. Samo zejście 1000 m w dół dało nam nieźle w kość i pod koniec odczuwałem trudy wędrówki. Zmęczenie minęło, kiedy wkroczyliśmy na piękną, zieloną polanę, na której stały trzy kamienne domki. W jednym z nich urządzony był biwak. Nieopodal znajdowało się źródełko oraz strumień. Najbardziej ucieszyła nas możliwość kąpieli. Chwilę po nas dotarła do biwaku trzy osobowa grupa Szwajcarów (2 kobiety i mężczyzna po 60-tce), którzy również zamierzali zatrzymać się w tym miejscu. Byli nieźle zaopatrzeni w prowiant, na dodatek nazbierali dużo grzybów po drodze, ale nie mieli na czym tego ugotować. Połączyliśmy siły i w efekcie zjedliśmy pyszne risotto z grzybami. Kiedy zapadł zmrok, las obudził się do życia. W oddali słychać było porykiwania jeleni, pod biwak podchodziły dziki wydając przeróżne dźwięki, z każdej strony pohukiwały sowy, a ze szpar w kamiennym domku wylatywały nietoperze na łowy. Bardziej przysłuchiwaliśmy się chwilę temu spektaklowi, niż mieliśmy możliwość jego oglądania, ale uświadomiło nam to z całą mocą, że jesteśmy tutaj tylko gośćmi.