Na Maderze mieliśmy wynajęte maleńkie mieszkanie. Właściciel mieszkania czekał na nas na lotnisku i wynajętym samochodem, pojechaliśmy za nim do naszego punktu wypadowego na najbliższy tydzień. Po 40 minutach byliśmy na miejscu. Czekało na nas sympatyczne i bardzo czyste miejsce złożone z sypialni, łazienki, kuchni i korytarza. Dostaliśmy też butelkę madery i ciasto z trzciny cukrowej, podobne do naszego piernika- pyszne.
Po zapoznaniu się z miejscem, podążyliśmy śladem Sergio, bo był tak uprzejmy, że pokazał nam najbliższy i dobrze zaopatrzony supermarket.
I już około godziny 20 zasiedliśmy do kolacji. Zaczynała się nasza maderska przygoda.