Podróż Nowa Zelandia - nasze tam i z powrotem w 2 tygodnie Cz.2 - 10.02.2017 – ciągle w drodze



2018-05-05

SINGAPUR

Wylądowaliśmy przed czasem, ale pamiętając jakie we Frankfurcie były odległości i ile zajęło dojście do właściwej bramki ruszamy tam od razu – po drodze mycie zębów (co za ulga!) i próba złapania sygnału WiFi – niby jest dostępny, ale trzeba najpierw podać dane na specjalnym stanowisku, potem wpisać kod otrzymany chyba smsem. Brakuje tylko żeby kręcić kołem fortuny i czekać czy nam pokaże, że wygraliśmy dostęp… Wrrr.

Lotnisko okazuje się być wielkości małego miasta. Idziemy już 10 minut, wnętrza jak w galerii handlowej i co 100m baner pokazujący, że „jeszcze 25 minut” spacerem, 100m dalej baner „jeszcze 24 minuty”. I tak dalej całą drogę….

Następny samolot – tym razem Boeing Dreamliner – dostajemy środkowy rząd. Słabo, bo nie będzie okazji sprawdzić jak działa ściemnianie okna przy pomocy przycisku. Szybki obiad, potem kolacja i znowu śpimy. Co jakiś czas sprawdzam tylko na ekranie przed sobą ile jeszcze do końca….

Zaczynam się trochę lepiej czuć, ale wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Marzymy o prysznicu w hotelu.

AUCKLAND

Po lądowaniu chwila prawdy przy podajniku bagaży, ale są! Wolnym krokiem (jest lekko po północy, w trasie jesteśmy prawie 36 godzin) toczymy się do immigration office. Ściskamy w ręku wypełnione jeszcze w samolocie passenger-arrival-card’s .

Oczywiście NIE wolno przywozić żadnych sadzonek, nasion, zwierząt. Co do żywności, to czytaliśmy różne opinie. Ktoś przywiózł, ale fabrycznie zapakowaną. Komuś innemu nie pozwolili… Dla świętego spokoju NIE mamy żywności.

I jeszcze jedno - jeśli ktoś jedzie ze sprzętem turystycznym – i buty i namiot i cała reszta sprzętu MUSZĄ być czyste! Pan Celnik nam autentycznie zaglądał na podeszwy obuwia.

Ale że minęła północ i stoimy na pewnym gruncie (na dodatek w środku lata w lutym) to uznajmy, że kończymy teraz ten dzień…

  • 20170211 003705