Podróż Algieria - podróż w konwoju.... - Illizi



2016-11-11

Wypoczęci wstaliśmy o 5 rano aby o 6 już wyjechać do Illizi.

Ok. 8:30 zrobiliśmy postój na śniadanie. Robimy osobne śniadanie dla Sarima, naszego Tuarega. Dzisiaj była jajecznica, dla Sarima bez boczku.

Jechaliśmy cały czas przez tereny pustynne. Teren równy, kamienisty, trochę wydm,  gdy pojawiały się palmy, była to oznaka, że dojeżdżamy do jakiejś oazy i ludzi.

Temp. znośna, o 8 rano 27 stopni.

Około godziny 12, pośrodku niczego znowu trafiliśmy na punkt kontrolny. Znowu przeglądają nasze paszporty.

Piotr mówił, że jest dobrze, bo mamy przejechane ponad połowę drogi i dobrze mu się jedzie.

Powiedział to w złą chwilę, niestety. Tutaj czekaliśmy ponad godzinę na konwój. Dalej nie mogliśmy jechać sami. W sumie to mieliśmy nadzieję, że papiery, które ma nasz Tuareg coś nam pomogą w kontrolach, ale okazało się, że nie. Sam Tuareg też zawsze sam stał z boku i nie miał nic do powiedzenia.

Tutaj zaczęły się już na dobre konwoje naszego auta przez patrole żandarmerii. Myśleliśmy początkowo, że to ze względu na fakt, że rejon jest mocno uprzemysłowiony i jest dużo rafinerii. Niestety okazało się, że dalej na południe bez eskorty ani rusz, nigdzie nie pojedziemy.

Patrole zmieniały się średnio co 50 km, nie zawsze przejmowali nas na styk, często musieliśmy długo czekać.

Po południu mieliśmy do przejechania jakieś 240 km i Piotr powiedział, że przy tym tempie jazdy nie mamy szans na dojechanie do celu.

Po 18 dojechaliśmy do Imanenes, było już ciemno, zatrzymaliśmy się, z całą eskortą, przed jakimś posterunkiem policji. My chcieliśmy jechać dalej, ale policjant powiedział, że nie ma takiej opcji, po nocy nigdzie nas nie puszczą. Musieliśmy tutaj spać.

W końcu wylądowaliśmy w czymś, co nazywało się schroniskiem młodzieżowym. Dostaliśmy jakieś 2 pokoje, nie było wody bieżącej, tylko w beczkach, a toalety w takim stanie, że lepiej z nich nie korzystać. W pokojach jest taki syf nad syfami, że strach było cokolwiek dotknąć, nawet butem. Szybko zdecydowałam się na spanie w naszym samochodzie, który stał na podwórzu schroniska. Pokój chłopaków wyglądał niewiele lepiej ale zdecydowali się na nocleg w pokoju.

Gdy już się jakoś urządziliśmy zauważyłam, że nasz Sarim, Tuareg, siedzi skulony pod ścianą, razem ze swoimi bagażami i wtedy dotarło do mnie, że on chyba nie ma gdzie spać. Poszłam do pokoju chłopaków i  powiedziałam o co chodzi, chłopacy zgodzili się aby spał razem z nimi. Mietek zabrał go do ich pokoju i powiedział mu, że teraz jest członkiem naszej grupy i rodziną. Chyba się ucieszył. Ale w ogóle to był bardzo cichym i skromnym człowiekiem, trochę biednym, bo nie miał z kim pogadać, oprócz Mietka. Ciągle go pilnowaliśmy aby coś zjadł, bo sam nie poprosił. 

Następnego dnia wyjechaliśmy o 7:30, temp. ok. 15 stopni.

Około południa dojechaliśmy do Illizi – uchodzącego za bramę Parku Narodowego Tassili. Tutaj nasi ochraniarze oznajmili nam, że dalej nie pojedziemy, bo dzisiaj jest ich niedziela i nie są w stanie załatwić nam kolejnej eskorty.

No to mieliśmy wolne całe popołudnie, dla nas to też coś nowego, bo dotychczas zawsze cały czas mieliśmy dokładnie wypełniony a nawet nam go brakowało. Zdecydowaliśmy się na nocleg w hotelu, schronisko było zajęte. Cena 2000 DA za pokój 2 osob.

Piotr, z jakimś gościem, pojechał na miasto poszukać wulkanizatora, naprawa koła to odpowiednik naszego 5 zł. My zdecydowaliśmy się na spacer po mieście. Gdy wróciliśmy, okazało się, że ten gościu był tajniakiem, miał pokazać Piotrowi warsztat a my mieliśmy siedzieć w hotelu a nie łazić po mieście. Illizi nam sie podobało, na horyzoncie widzieliśmy wydmy, ale za daleko było aby do nich dojść, miasteczko ładne.

Nawet przez całą noc przed hotelem stał policjant. 

  • wschód
  • nasz Tuareg
  • śniadanie przy drodze
  • i sesja
  • dziwne słońce
  • postój
  • po drodze
  • brama PN Tassili
  • uliczka
  • cmentarz muzułmański
  • widok na nasz hotel
  • na ulicy
  • drogowskazy
  • ulica
  • ulica
  • ulica
  • mieszkanki
  • lampa
  • i po meczu
  • mecz
  • przed hotelem