W St. David's szybko zrozumiałem, co znaczy "najmniejsze city w UK". Bardzo przesadzając, do każdego punktu w mieście można dojść w maksymalnie pięć minut. I to wolnym krokiem! Mniej więcej tyle zajęło nam odnalezienie naszego hoteliku. A tu, sympatyczna starsza pani z twardym walijskim akcentem zapytała tylko, czy życzymy sobie full english breakfast, skasowała należność i dała klucze do fantastycznych pokoi na poddaszu z widokiem, a jakże, na słynną Katedrę, niemniej słynne ruiny Pałacu Biskupiego, wzgórze St. David's Head i majaczące w oddali morze.

Po dziesięciu minutach byliśmy już "na mieście". Jacek ruszył na, bezskuteczne jak się szybko okazało, poszukiwania tytoniu, ciderka i... koszulek. W ferworze przedwyjazdowej walki zapomniał, że mogą się przydać.

My, wzorem średniowiecznych pielgrzymów, udaliśmy się do monumentalnej Katedry, złożyć hołd Świętemu Davidowi - patronowi jej samej, miasteczka i całej Walii. Krótka była to pielgrzymka - zaledwie kilka metrów.

Setki lat temu, gdy na Wyspach królował surowy katolicyzm, dwie pielgrzymki do St. David's miały taka samą "wartość odpustową", jak pielgrzymka do Rzymu. Dziś pątników zastąpili miłośnicy gotyckiej architektury i świętego (nomen omen) spokoju.

Na teren katedralny, otoczony niewysokim kamiennym murkiem, wchodzi się przez odrestaurowaną bramę, mieszczącą skromne muzeum prezentujące dzieje Katedry na przestrzeni wieków i różne etapy prac konserwatorskich. A za bramą... Za bramą zdziwienie. Ogromna Katedra, której wieżę widać z niemal każdego punktu miasta i okolicy, skryła się w głębokiej dolinie. Jej zbocza, pod zmurszałymi nagrobkami, kryją szczątki mniej lub bardziej znamienitych wiernych i dostojników.

W dół prowadzi 39 schodów. Miejscowa legenda mówi, że kto je pokona (tyle że w górę) i bez zatrzymywania i odpoczynku, na bezdechu przejdzie bramę, temu spełni się marzenie. Trudno powiedzieć, czy to prawda, bo nie trzeba być nałogowym palaczem, by, zdobywając "szczyt", dostać zadyszki.

Powątpiewając w zaczarowane ćwiczenia oddechowe, zaszliśmy do Katedry. I tu kolejna niespodzianka. Ogromna z zewnątrz bryła, podzielona na nawy, kaplice, kapliczki, chór, itp, w środku sprawia wrażenie niewielkiego kościoła. Wystrój i zdobienia dalekie są co prawda od barokowego rozpasania wielu świątyń katolickich, ale przy, chociażby, surowej i zimnej Katedrze Herefordzkiej, klejnot z St. David's niewątpliwie błyszczy. Zdecydowanie najpiękniejsze są misternie rzeźbione sklepienia. Poza tym, jak przystało na kilkusetletnią sakralną staruszkę, sporo tu grobów różnych znakomitości. Od krzyżowców, przez bogatych donatorów, po tutejszych biskupów. Ciekawe też, że ściany świątyni zdobi kilka... ikon. Moja Pani, która zna się trochę na prawosławiu, stwierdziła, że i technika i motywy są jak najbardziej ortodoksyjne.

Gdzieś w zakamarkach Katedry zgubiliśmy Tłustą, która wpadła w szał fotografowania. Po wyjściu, mimo kilku rund wokół kościoła i cmentarza, nie udało nam się jej odnaleźć, a komórki w dolinie straciły zasięg. Trudno, uznaliśmy, że w takiej metropolii raczej się nie zgubi i poszliśmy sprawdzić czy słynny Pałac Biskupi, zupełnie przypadkiem, jest jeszcze otwarty dla zwiedzających. Niestety...  Niedziela koło 17., więc... tea time. Zamknięte. Połaziliśmy trochę wokół, szukając ukrytych ujęć i już mieliśmy wracać, gdy wpadli na nas zagubieni Tłusta i Jacek.

Z zakupów oczywiście nic nie wyszło, bo najdłużej otwarta w mieście stacja benzynowa, pracuje do 16. God bless przezorność! Przytargaliśmy ze sobą z Herefordu karton brazylijskiej Brahmy. Zapas wystarczający, by iść na plażę. Tylko którędy?

  • 'Centrum' St. David's
  • Widok z okna
  • Katedra St. David's
  • Gatehouse
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Katedra St. David's
  • Ruiny Pałacu Biskupiego
  • Ruiny Pałacu Biskupiego