O 4 rano, a raczej w nocy, jako że słońce tu wschodzi dopiero około 6 rano, jedziemy na lotnisko. Agencja, w której wykupiliśmy pakiet do Caño Cristales, poinformowała nas, że możemy wziąć tylko 20 kg bagażu, czyli jedną walizkę musimy gdzieś zostawić. Wybieramy opcję aby to zrobić na lotnisku, gdyż 3 dni później będziemy lecieć, z przesiadką w Bogocie, do Cartageny. Grupa ma się zebrać przy “Gate 6”, co brzmi trochę tajemniczo i niezrozumiale. Na szczęście szybko się okazuje, że chodziło o wejście na lotnisko numer 6. Agencja przetłumaczyła słowo “puerta” na “gate”, co nas zmyliło, ale wchodząc wejściem nr 6 natknęliśmy się na grupę czekających ludzi i tknięci przeczuciem zapytaliśmy czy przypadkiem nie lecą do La Macarena. Kobieta z agencji sprawdziła nasze nazwiska i gdy zapytaliśmy czy wie gdzie jest przechowalnia bagażu, powiedziała nam, że bagaż możemy przechować u nich w hangarze… Po chwili wsiedliśmy do mikrobusu i pojechaliśmy do… hangaru. Samoloty linii czarterowych nie odlatują z terminali lecz z własnych hangarów. Elegancja Francja!
Lot niewielkim śmigłowym samolotem trwa około 45 minut. Dodatkowy plus jest taki, że nie ma żadnej kontroli bezpieczeństwa. Lądujemy w samym sercu tropikalnej sawanny. Bagaże z samolotu ładowane są na mały wózek z koniem. Zostaną one przewiezione do hotelu podczas gdy my dojdziemy tam pieszo
Jeszcze do niedawna cały ten teren był zajęty przez partyzantów. Tuż przy pasie startowym jest pomnik upamiętniający żołnierzy sił rządowych, którzy polegli w walce z partyzantami. Niewielka rzeka Caño Cristales przecina się mniej lub bardziej dramatycznymi skalnymi przełomami tworząc od czasu do czasu kaskady i skalne baseny. Sama sceneria i przyroda są ciekawe, ale nie to jest powodem dlaczego Caño Cristales jest na ustach wielu podróżników i obieżyświatów. Przez większość część roku rzeka ta nie wyróżnia się od innych, ale pod koniec lata miliony alg rosnących w rzece zaczynają kwitnąć tworząc bardzo ciekawe i piękne efekty kolorystyczne. Zdecydowana większość alg jest w różnych odcieniach czerwieni, ale wraz z różnokolorowym dnem i odbijającymi się promieniami słońca tworzą one miejscami bajeczny widok. Oglądniecie ciekawszych miejsc rzeki wiąże się jednak z pewnym wysiłkiem. Z La Macarena wyruszamy codziennie o 7 rano łódką, później przesiadamy się na samochód terenowy i mozolnie po wertepach posuwamy się około 50 minut. Następnie, zależnie od dnia czeka, nas dłuższy lub krótszy marsz przez rozpaloną tropikalnym słońcem sawannę. Lunch zwykle jemy w jakimś miłym zakamarku nad rzeką. Mimo tropikalnych warunków, na szczęście nie ma dokuczliwych insektów. Czasami rzekę przechodzimy w bród zanurzeni do pasa, ale przy takim upale robimy to raczej z przyjemnością.
Nasza grupa liczy 16 osób, z których zdecydowana większość to Kolumbijczycy. Wyjątek stanowimy tylko my i młoda para z Austrii. Thomas, mój imiennik, jak się okazało, uprawia wspinaczkę wysokogórską. Jego marzeniem jest korona ziemi. Do tej pory zdobył 4 kontynenty. Mnie najbardziej zafascynowała jego wspinaczka na najwyższy szczyt Oceanii, który jest na Nowej Gwinei.
Mamy 2 przewodników, jeden prowadzi, drugi zamyka cały orszak. Właśnie wyszliśmy z rzeki i gdy przecinamy się teraz przez las, pierwszy z nich przystaje i daje nam wymownie znać abyśmy się cicho zachowywali i wkrótce każe nam się wycofać. Chwila konsternacji, bo nie wiadomo co się dzieje, ale po cichu wracamy nad brzeg rzeki. Okazało się, że przy ścieżce jest gniazdo pszczół afrykańskich, znanych z agresywności i ostrych żądeł. Musimy wrócić inną drogą, więc jeszcze raz przechodzimy przez rzekę. Mnie się już nie chce kolejny raz zmieniać butów, więc po wyjściu z wody do końca idę już w “wodnych” crocsach.
Wyprawa nad Caño Cristales na pewno była ciekawą wyprawą, chociaż przy naszym doświadczeniu z różnych podróży po świecie odnosimy wrażenie, że ilość wysiłku aby to miejsce zobaczyć była większa niż odniesione wrażenia.