2016-08-20
Na pierwszą wycieczkę rowerową udajemy się wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy. Mijamy znane nam z pierwszego dnia miejscowości, robiąc krótkie przerwy przy małych straganach samoobsługowych, gdzie po uiszczeniu stosownej opłaty do skarbonki można zakupić borówki, czereśnie, bakłażany, ręcznie robione arcydzieła. Córkę najbardziej interesują takie precjoza jak plastikowe bransoletki, chociaż z ciekawością przygląda się również pluszakom, które popadły w niełaskę właścicielek i czekają aż ktoś inny je pokocha. Mijamy Nexø, w którym niewiele jest to oglądania. Miasto pod koniec II wojny światowej zostało praktycznie w całości zniszczone przez radzieckie lotnictwo. Szlak lekko oddala się od morza, które teraz możemy podziwiać z trochę wyższej perspektywy. Mijamy ciasne uliczki Årsdale oraz mały rybacki port, aby niepostrzeżenie znaleźć się w nieco większym Svaneke. Wygłodniali od razu kierujemy się do miejscowej Røgeri, czyli tradycyjnej wędzarni. Łatwo ją znaleźć po wysokich, charakterystycznych kominach. Wędzarnie na Bornholmie to nierozłączna część krajobrazu o długiej tradycji. Nie mogę zamówić nic innego jak najbardziej tradycyjne danie na wyspie – bornholmera, czyli wędzonego śledzia podawanego z żółtkiem, rzodkiewką, szczypiorkiem i grubą solą. Dziewczyny są mniej ortodoksyjne, ale wszystkim nam przypadły do gustu bornholmskie smaki. Po posiłku siły regenerujemy na skalistym wybrzeżu, które okazuje się dla Leny jeszcze większą atrakcją niż piękne plaże. Skakanie po kamieniach i szukanie przejścia pomiędzy coraz dalej od siebie oddalonymi głazami to świetna zabawa.
  • Tradycyjny domek
  • Przystań w Arsdale
  • Bornholmer
  • Wybrzeże w Sveneke
  • Wybrzeże w Sveneke