Podróż Bornholm
Przez przednią, skąpaną w deszczu szybę katamaranu wpatrujemy się w dal, starając się dojrzeć brzegi Bornholmu. Pogoda jest paskudna, ciężko rozróżnić gdzie kończy się może, a zaczyna niebo. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach dostrzegamy wąski, szary pasek na horyzoncie. Z upływem czasu wyłaniają się szczegóły – silosy, magazyny, później zabudowania Nexø. Pierwsza myśl – nie tak to miało wyglądać! Przybijamy do brzegu, mijają kolejne minuty, deszcz ustępuje, a z nim minorowe nastroje. Schodzimy na brzeg, gdzie rowery już na nas czekają. Pozostaje przytroczyć nasz ekwipunek – sakwy i przyczepkę. Ostatni rzut oka na mapę, obieramy azymut i ruszamy. Kilka minut i znajdujemy się poza miasteczkiem na wygodnej, asfaltowej ścieżce rowerowej. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, które bardzie przypomina jezioro niż morze. To chyba zasługa kaczek i gęsi które odpoczywają na płyciźnie. Mijamy kolejne miejscowości wypoczynkowe – Balka, Snogebæk, które zachwycają nas ładem, malowniczymi domkami, ale przede wszystkim ciszą i spokojem.
Dalsza trasa prowadzi przez las sosnowy. Tablica z napisem Dueodde Familie Camping uświadamia nam, że jesteśmy na miejscu. Trafiamy na czas kiedy recepcja jest zamknięta, ale po kilku minutach pojawia się Sven i kwateruje nas w zarezerwowanym namiocie. Po oswojeniu namiotowej przestrzeni udajemy się na krótki rekonesans po okolicy, ale najbardziej ciekawi nas plaża opisywana we wszystkich przewodnikach jako najpiękniejsza, nie tylko nad Bałtykiem, ale w całej Europie. Pierwsza rzecz która nas zaskakuje, to brak płotów, ogrodzeń i tabliczek zakazujących wstępu na wydmy. Grajdołki pomiędzy pagórkami okazują się świetnym miejscem do kąpieli słonecznych, lub zaaranżowania polowej jadalni. Brniemy w sypkim piasku i wypadamy na plażę. W zasięgu wzroku kilka kocyków, jakiś parasol i ani jednego parawanu… Stajemy nad samym brzegiem i tutaj spotyka nas duże rozczarowanie. Cały, kilkumetrowy pas wody to gęsta zupa, a na piasku leży wyschnięta roślinność morska, która wydziela dość intensywny zapach. Za to piasek nie rozczarowuje. Jest biały i bardzo drobny. Nie dziwię się, że w średniowieczu wykorzystywany był w klepsydrach i do posypywania tuszu. Reszta dnia mija nam na krótkiej przejażdżce wzdłuż wybrzeża. Zachwycają nas domki letniskowe, ulokowane na wydmach i zbudowane naturalnie w skandynawskim stylu, z wielką przeszkloną ścianą i pięknym widokiem na morze. Dzień powoli się kończy, słońce chowa się za lasem, a my w pogotowiu mamy ciepłe bluzy i polary. Ku naszemu zaskoczeniu okazują się niepotrzebne, bo w nocy jest przyjemne 19 stopni. Czujemy się jak nad Adriatykiem.
Kolejnego dnia udajemy się autobusem (bo przecież nie po to wymyślono komunikację publiczną, aby jeździć tylko rowerem ;) na przeciwległy, północny kraniec wyspy. Wysiadamy w Sandvig i kierujemy się na płaskowyż Hammeren. Krajobraz jest typowy dla Skandynawii – wyślizgane przez lodowiec skały i niskie, powyginane w fantazyjne kształty karłowate drzewka. Przy latarni Hammerodde Fyr jesteśmy na samym czubku Bornholmu. Od tego miejsca nic nas nie osłania od porywistego zachodniego wiatru. Spokojne dotąd morze z impetem uderza w skaliste wybrzeże. Silny wiatr zmusza nas do skrócenia spaceru, rezygnujemy ze zwiedzania ruin zamku Hammershus. Przecinamy płaskowyż i pomiędzy pasącymi się owcami wracamy do Sandvig. Miejscowość była w okresie międzywojennym ulubionym miejscem wypoczynku na Bornholmie. Świadczą o tym liczne, stylowe hotele, z których obecnie lekko odchodzi biała farba. Łapiemy autobus i po kilkunastu minutach wysiadamy w Gudhjem.
Znajdujemy się w porcie, pośrodku festynu skoków do wody. Śmiałkowie wystrzeliwani z wielkiej poduchy, kręcą w powietrzu wymyślne figury i z impetem, ku uciesze publiczności lądują w wodzie. Jako, że jest pora obiadowa odnajdujemy wędzarnie, która jest urządzona w formie bufetu. Mamy okazję wybrać coś ze śledzi w kilkunastu smakach, wędzonych łososi, makreli, krewetek. Są również znane córce ze szkolnej stołówki „rybokotlety”. Po posiłku wracamy do portu, gdzie zabawa trwa w najlepsze.
Gudhjem to niewątpliwie najładniejsza miejscowość, którą zwiedzamy na Bornholmie. Położona na stromym zboczu osłonięta jest przed zachodnimi wiatrami. Dzięki temu panuje tutaj ciepły mikroklimat, a w przydomowych ogródkach dominują dorodne drzewa figowe, sięgające gałęziami pierwszego piętra. O popularności miejscowości świadczy liczba jachtów w marinie. Najładniejszy widok na miasteczko – marinę, kolorowe domki z czerwonymi dachami i strome uliczki rozpościera się z tarasów kościoła. Wizytę w Gudhjem kończymy wizytą w sklepiku z pamiątkami.
Kolejne dni dzielimy pomiędzy wypoczynkiem, a krótkimi wycieczkami do pobliskich miejscowości - Balka, Snogebæk i Dueodde. Pomimo tego, że są to znane kurorty na Bornholmie panuje tutaj cisza, spokój i sielankowa atmosfera. Tradycyjne domy nie są zasłonięte reklamami, na płotach nie wiszą ręczniki wszystkich klubów piłkarskich Europy, a restauracje nie próbują przyciągnąć gości głośną łupanką z głośników. Tutaj można naprawdę wypocząć i nacieszyć się w ciszy i spokoju otoczeniem i piękną plażą. Na szczycie wydmy, z pięknym widokiem na morze znajdujemy ekologiczną kawiarnię. Delektujemy się lodami i ciastem własnej produkcji, ciesząc się piękną pogodą. Z tarasu podziwiamy białą plażę, krystalicznie czystą wodę i zmagania licznych surferów.
Nasz pobyt na Bornholmie dobiega końca. Brakuje nam czasu, aby zwiedzić zachodnie wybrzeże wyspy, ze stolicą Rønne włącznie i wieloma innymi atrakcjami. W pamięci oprócz malowniczej wyspy pozostaną nam długie, leniwe śniadania, przeciągające się do południa i ciepłe wieczory na tarasie przed namiotem, pod rozgwieżdżonym niebem. Z nadszarpniętym budżetem wracamy do Nexø i Kołobrzegu
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...we wspomnianej piłce ręcznej w Rio Duńczycy też dobrze zafunkcjonowali wygrywając z Francją w finale ... :-) ...
-
Kurcze, a ja myślałem, że nikt nie zainteresował się moją relacją, albo że kolumber całkiem umarł... nie dostałem żadnego powiadomienia, a jednak najbardziej wytrwali jeszcze tu zaglądają... dziękuję Wam :)
Piotrze, Duńczycy bardzo fajnie funkcjonują, tylko im pozazdrościć... ;)
Iwonko, trochę sprawę przegapiliśmy. Zamierzaliśmy więcej czasu spędzić na Hammeren, ale nas wiatr przepędził. W Sweneke, było już za późno na rejs.
Irenko, dziękuję i pozdrawiam :) -
Nieznane mi rejony.
Jak widać idealne na rowerowe wycieczki.
Można tam wypocząć.
Bardzo ciekawa relacja!
Pozdrawiam-) -
Grzegorzu, super wycieczka. Bornholm jest idealną wyspą na kilkudniowe wypady rowerowe z rodziną i dziećmi. Dużo ścieżek rowerowych, piękne widoki, małe odległości no i spokój, o którym piszesz. To wszystko sprawia, że warto tam zaglądać. Warto podpłynąć na wyspę Christianso, jak my byliśmy to z Nexo był piękny rejs pocztowym żaglowcem, wrażenia niesamowite.
Ja byłam tam tydzień, jakieś 20 lat temu, nocowaliśmy w Hasle. Wtedy kursowały tylko promy ze Świnoujścia do Ronne. -
...po obejrzeniu pierwszego punktu żal do Duńczyków o postawienie przeszkody naszym szczypiornistom na drodze do finału olimpijskiego jakby mniejszy ... :-) ...
-
...qrcze, to jak plażowicze na bornholmskich plażach funkcjonują bez parawanów? ... :-) ...
-
...pierwsze dwie linijki tekstu w pierwszym punkcie podróży na pewno wzbudzają ciekawość co do wytrzymałości podróżujących. Kolumber testuje wytrzymałość przeglądających relację. Będzie dobrze! ... :-) ...
...a przy okazji, wygrywając na Narodowym odgryźliśmy się Duńczykom za szczypiornistów w Rio, ale tak prawie, że ledwo ... :-) ...