Tak nam się spodobała jazda ‘alpejskimi’ drogami po Rumunii, że nie poprzestajemy na Szosie Transfogaraskiej. Ruszamy w kierunku Transalpiny. Zanim na nią wjedziemy zwiedzamy dwa najstarsze i najważniejsze monastyry w Oltenii: Cozia i Horezu. Transalpina to najwyżej położona droga Rumunii. W najwyższym punkcie na przełęczy Urdele osiąga 2145 m n.p.m. Prognozy przepowiadały poprawę pogody. My patrząc w kierunku Gór Parâng nie jesteśmy optymistami. Powtarza się scenariusz z Szosy Transfogaraskiej. Im wyżej tym gorzej. Przebijamy się przez kolejne pułapy chmur licząc, że wyjedziemy ponad nie. Niestety jest coraz gorzej. Na przełęczy leje, wieje, jest okropnie zimno i nic nie widać. Podchodzi do nas niemiecki motocyklista i pyta ile stopni pokazuje nasz samochodowy termometr. Jest 5°C. Tutejsi pasterze zwali niegdyś tę drogę Diabelską Ścieżką i tego dnia chyba taką była dla motocyklistów jak i rowerzystów, których też mijaliśmy. Metoda na przeczekanie dzisiaj się nie sprawdziła. Chmury się nie rozstąpiły i nie dane nam było podziwiać uroków Transalpiny w pełnej krasie. Oczywiście emocji nie brakło bo jazda tak krętą i niezabezpieczoną drogą przy widoczności prawie zerowej to niemałe przeżycie.
Po pokonaniu Transalpiny jedziemy w kierunku Polski. Im bliżej domu pogoda robi się coraz ładniejsza. Polska przywitała nas piękną pogodą i taka tu była podczas naszych rumuńskich wojaży. Cóż przynajmniej zaoszczędziliśmy na kremach przeciwsłonecznych.Podróż Rumuńskie impresje - Emocji ciąg dalszy…
2015-11-26