9 września 2014
Do Sintry wjeżdżamy po zobaczeniu Capo da Rocha.
Założona jako Al Bacr przez Maurów w 11 wieku w górach wśród lasów, ok. 30 km od Lizbony, zdobyta przez wojska Alfonsa I zwanego Zdobywcą, Sintra szybko stała się ulubionym miejscem królów portugalskich. Zamek Maurów górujący nad miasteczkiem wpisanym w 1995 roku na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO, jest jednym z kilku znajdujących się w miejscu o którym przysłowie mówi "Zobaczyć cały świat, a nie widzieć Sintry, to nic nie zobaczyć". I rzeczywiście coś w tym jest. Sintra jest śliczna, nastrojowe wąskie uliczki wznoszące się stromo na zbocza wzgórz, schody i schodki, pyszny likier wiśniowy pity z czekoladowych kieliszków, wszechobecne kogutki, wyroby z korka i płytki azulejos na ścianach składają się na klimat miasta o którym wspominał lord Byron i Hans Christian Andersen.
Po prawej stronie drogi widać rozległy budynek z 2 potężnymi kominami. Wygląda dziwacznie, w niczym nie przypomina pałacu królewskiego. Wzniesiony najprawdopodobniej w czasach mauretańskich przebudowany został gruntownie w 14 i 15 wieku przez królów portugalskich Jana I Dobrego i Manuela I Szczęśliwego. Manuel zafascynowany architekturą mauretańską życzył sobie, aby pałac zawierał wiele elementów inspirowanych arabskimi wzorami. Dlatego pałac jest doskonałą kompilacją gotyku i stylu zwanego później manuelińskim. Zwiedzając pałac cały czas należy patrzeć w górę, bo najpiękniejsze są tu sufity. W jednej z sal na powale zachwycają łabędzie.
Łabędzi jest 27, a każdy z nich ma złotą koronę zawieszoną na szyi. Dostojnie prezentują się wyginając wdzięcznie szyje, a każdy jest inny. Zostały namalowane dla upamiętnienia zaręczyn córki Jana I Dobrego, księżniczki Izabeli z księciem Filipem III Dobrym. Kiedy w pałacu pojawili się posłańcy z Burgundii do swego księcia przekonali księżniczkę darem od niego – białymi łabędziami. Zachwycona księżniczka przyjęła oświadczyny, a my możemy zobaczyć jeden z piękniejszych plafonów pałaców królewskich na świecie.
By łabędzie nie czuły się samotnie mają do towarzystwa sroki. Te z kolei w dzióbkach trzymają wstążeczki z napisem „por bem”. Tym razem jest to zupełnie inna historia. Sroki miały, wg jednych przewodników być przestrogą dla króla Jana I ojca pięknej Izabeli, męża Filipy Lancaster, księżniczki angielskiej, wg innych zaś, to właśnie król zadrwił w ten sposób z rozplotkownych dwórek swojej żony.
Niewątpliwie królowi spodobała się nadmiernie jedna z dwórek Filipy. Sądząc, że są sami w komnacie zaczął prawić jej komplementy i zamierzał ją pocałować, gdy niespodziewanie do komnaty weszła królowa. Przyłapany na niestosownym zachowaniu Jan I tłumaczył się, że to co chciał zrobić było „por bem” czyli „dla dobra”, a więc w imię wyższych celów. Królowa zdawała się rozumieć sytuację, ale na dworze huczało od plotek. Zwłaszcza damy dworu podawały sobie z ust do ust tę nowinkę okraszając ją przy okazji bardziej pikantnymi szczegółami. I czy królowa miała dość sytuacji w której czuła się niekomfortowo czy też król obrócił wszystko w żart, faktem jest, że zatrudniono malarza, któremu polecono sufit feralnej dla króla sali ozdobić srokami. A jest ich 136, bo tyle dwórek liczył fraucymer królowej Filipy.
To jeszcze nie koniec pięknych sufitów. Zachwyca plafon w sali herbowej przypominając o lojalności królowi i nieuchronnej karze i wykluczeniu towarzyskim wszystkim, którzy dopuszczą się zdrady. Jest też sufit z żaglowcami, piękny beczkowy ułożony z wyprofilowanych desek. Przepiękna jest kaplica pałacowa. Na ścianach gołębie, w głębokiej niszy prosty krzyż. Elegancko, bez przepychu. Sufity sufitami, ale pałac to wielkie muzeum azulejos. Są płytki nawiązujące do kafelków arabskich i są wyprodukowane po odkryciu Ameryki przez Kolumba (kolby kukurydzy wychodzące ze ściany). W wielu pomieszczeniach zachowały się oryginalne bogato intarsjowane różnymi gatunkami drewna i inkrustowane masą perłową, kością słoniową oraz złotem i srebrem sekretarzyki, niektóre z nich królowie zabierali w długie podróże i wtedy służyły również za meble przy których modlono się. Te mają specjalne podstawki na krzyże. Wyjaśnia się sprawa stożków, które bez wątpienia są symbolem Sinatry. To kominy pałacowej kuchni, kuchni, która używana jest do dziś podczas uroczystości państwowych celebrowanych w Sinatrze.
W niewielkim deszczu spacerujemy wąskimi urokliwymi uliczkami na których więcej turystów niż mieszkańców. W maleńkiej kawiarence, a naprawdę pijalni cherry wypijamy kieliszek, a właściwie maleńką czekoladową foremkę ginjinhy (żinżinii) czyli pysznej wiśnióweczki, która zrobiona jest z co prawda z wiśni, ale nie tak jak polskie nalewki na spirytusie, ale wiśnie zalewane są portugalską brandy zwaną tu aguardente. Produkowana jest ona z różnych owoców nie tylko winogron i nie jest leżakowana w beczkach, z wyjątkiem najszlachetniejszych gatunków. Te przechowuje się w dębowych beczkach przez kilka lat. W małych sklepikach sprzedających souveniry można kupić mnóstwo wyrobów ozdobionych kogutem i wykonanych z korka. Nie miałam pojęcia, że z korka można zrobić dosłownie wszystko. Buty- sandałki i klapki, torebki i portfele, zakładki do książek i widokówki, oprawki na książki i ramki do zdjęć. Niesamowite!
Kogutek, folklorystyczny symbol Portugalii pochodzi z czasów, gdy pielgrzymowano samotnie do Santiago de Compostela. Wiele wieków temu w czasie takiej właśnie pielgrzymki, jeden z pątników pochodzący z Galicji dotarł po drodze do miasta Barcelos w którym popełniono przestępstwo. Sprawcy nie złapano, ale przerażeni mieszkańcy wskazali sędziemu nowo przybyłego pielgrzyma. I mimo, że Galicyjczyk zaprzeczał i wskazywał, że to przypadek, że morderstwa dokonano właśnie wtedy, gdy on przybył do miasta, to został skazany na karę śmierci. Zdesperowany poprosił o możliwość, przed wykonaniem wyroku, spotkania z sędzią. Spełniając ostatnie życzenie skazańca zaprowadzono go do domu dostojnika. Zastał on sędziego spożywającego obiad w gronie znajomych. Sędzia wysłuchał ponownie zapewnień nieszczęśnika i zniecierpliwiony machnął ręką w stronę strażników, aby czynili swoją powinność. Przerażony pielgrzym zakrzyknął wskazując półmisek na którym leżał upieczony kogut : Jeśli jestem niewinny to ten kogut ożyje. Jakież było zdziwienie i przerażenie obecnych, gdy ptak zapiał. I choć sędzia i jego goście stracili część obiadu, to niewinnie skazany człowiek ocalił życie. Wiele lat później pątnik wrócił do Barcelos w którym oskarżono go o przestępstwo i postawił tam krzyż, który poświęcił Najświętszej Marii Pannie i św. Jakubowi.
Na urokliwym kolorowym rynku zjadamy po tradycyjnym ciastku, jedno jest masą budyniowo- śmietankową, drugie z masą twarożkową. Są pyszne!