Kolejny dzień zaczynamy od wdrapania się (mimo, że odnosi się to do jazdy samochodem jest to najodpowiedniejsze określenie podróży po większości dróg na Maderze) na płaskowyż Paul da Serra. Tu każdy kierowca, który już nieco oswoił się z jazdą po Maderze czuje się nieswojo. Znajdują się tu kilkukilometrowe fragmenty prostej i płaskiej drogi! Żadnych serpentyn, przepaści, jazdy na jedynce! Stąd po raz kolejny możemy zaobserwować fenomen pogodowy tej wyspy. Po jednej stronie bezchmurne, ciche i ciepłe południowo-zachodnie wybrzeże po drugiej zaciągnięte chmurami, wietrzne, chłodniejsze i z przelotnym deszczem północne wybrzeże. Niestety tam się kierujemy bo mamy zamiar przejechać północno zachodnim wybrzeżem od Achadas da Cruz do Sao Vicente. By tam dotrzeć musimy przebić się przez chmury ponad, którymi byliśmy na Paul da Serra. W Achadas da Cruz znajduje się klif nieco tylko niższy od Cabo Girão ale zdecydowanie mniej popularny. Wiatr i drobny deszcz nie do końca pozwalają nam się nacieszyć widokami… Pogoda nieco się poprawia gdy docieramy do Porto Moniz. Miejscowość słynie z naturalnych basenów uformowanych przez wulkaniczną lawę. Usytuowane są nad samym brzegiem oceanu a napełniają je przelewające się fale. Choć określenie przelewające nie do końca pasuje do tego co działo się tego dnia. Fale uderzały w ściany tych basenów z taką siłą, że powstawały kilkumetrowe fontanny. Im dłużej patrzyłem na ten spektakl nabierałem coraz większych wątpliwości czy faktycznie żałuję, że zapomniałem zabrać kąpielówek :)
Wzdłuż północnego wybrzeża Madery prowadzi droga ER101, niezwykle malownicza ale i przyprawiająca kierowcę o zawrót głowy. Mogłem się o tym przekonać jadąc dwa dni wcześniej fragmentem tej drogi od Santany do Sao Vicente. Niemniej najbardziej kultowym odcinkiem tej drogi był fragment z Sao Vicente do Porto Moniz. Był, ponieważ od 2006 roku oddano do użytku nową drogę zamykając legendarną ER101 Antigua. Droga była tak kręta do tego zalewana oceanicznymi falami i spływającymi po skałach wodospadami i często spadającymi kamieniami, że kierowcy kończyli ten 19-kilometrowy odcinek na miękkich nogach. W duchu liczyłem na możliwość wjazdu na choćby niewielki fragment starej drogi. Nic z tego. Jadąc nową drogą można jedynie podziwiać z boku fragmenty dawnej legendy. Trochę zawiedzony skoncentrowałem się na podziwianiu widoków, skalnych wysepek o fantazyjnych kształtach: Ilheus da Rib i Ilheus da Janela, malowniczych miasteczek Ribeira da Janela, Seixal , Sao Vicente oraz wodospadu o wiele mówiącej nazwie Veu da Noiva (welon panny młodej).
Tego dnia postanowiłem zrobić sobie jeszcze jedną wycieczkę. Późnym popołudniem wybrałem się na przełęcz Boca de Encumaeda. W Ribeira Brava skręciłem by udać się w górę doliny u wylotu której leży ta miejscowość. Patrząc na położenie Ribeira Brava łatwo zrozumieć dlaczego to tutaj zginęło najwięcej osób podczas powodzi w lutym 2010 roku. Po prostu przed ogromnymi masami wody jakie tu spływały nie było gdzie uciekać. Jak sarkastycznie w obliczu tej tragedii brzmi nazwa miasteczka. Ribeira Brava to wzburzony strumyk. Jadąc w górę mogłem obserwować jak na dłoni jak okoliczne szczyty zatrzymały chmury z północy. To już nie pierwszy raz kiedy mogłem obserwować to zjawisko, które ma tu określenie capacete (kask) ale nigdy nie prezentowało się tak malowniczo. Niestety spory fragment drogi między Boca de Encumaeda a Paul da Serra jest zamknięty najprawdopodobniej jest to jeszcze skutek osuwisk popowodziowych. Wielka szkoda bo to jedna z najbardziej malowniczych dróg w środkowej części Madery. W zamian wypatrzyłem sobie na mapie lewadę, jedną z wielu na wyspie. Akurat o tej lewadzie nie znalazłem w żadnym przewodniku żadnej wzmianki ale pomyślałem, że to może i lepiej. Podczas 1,5 h spaceru nie spotkałem nikogo. Miałem ją tylko dla siebie. A urody była niepowtarzalnej. Prawdziwa uczta dla wszystkich zmysłów. Pełno kwiatów, intensywna zieleń, szum płynącej lewadą wody, śpiew ptaków. W późno popołudniowym świetle wyglądało to wspaniale. Wspaniale też pachniało. O tej porze dnia zapachy są najbardziej intensywne. A pachniało wszystko w koło: las, kwiaty, strumyk. Ze wszystkich lewad jakie przeszedłem na Maderze ta była najpiękniejsza.