Podróż W krainie słodkich migdałów. - Spacerkiem po okolicy.



2014-05-14

28 kwietnia.

              A w hotelu niespodzianka z grupy mało przyjemnych. Na recepcji jest tylko jedna osoba, która usiłuje nas zakwaterować wg wcześniej przesłanej listy uczestników sporządzonej alfabetycznie...Po kilku minutach udaje się jej wytłumaczyć, że lista ta miała na celu usprawnienie realizacji obowiązku meldowania, ale w żaden sposób nie jest ona zgodna z naszymi preferencjami co do przebywania w jednym pokoju. Zameldowanie ciągnie się w nieskończoność, zwłaszcza, że nasze dokumenty są kserowane celem dołączenia do księgi meldunkowej ich kopii. Przed 5 rano jesteśmy w pokoju. Zostawiono tu dla nas kolację co o tej godzinie czyni z niej wczesne śniadanie. Kiedy podnoszę wieczko food-boxa witają mnie zastępy majorkańskich....mrówek. Usiłuję sobie przypomnieć jak brzmi po angielsku nazwa tej drobinki, która wprawia moją koleżankę w zły nastrój. Wreszcie wymyślam "insects" co wydaje mi się załatwi sprawę. Dzieli mnie od recepcji kilkadziesiąt metrów. Docieram mocno zdegustowana znaleziskiem i proszę recepcjonistkę, która po przeszło dwugodzinnym kwaterowaniu mojej grupy ma nas serdecznie dosyć, o zmianę pokoju. Tłumaczę jej cierpliwie, że "the insects are everywhere, on the table and on the floor, in food - box even", a ona podaje mi aerozol instruując co mam zrobić:). Wracam więc niezadowolona i rozpoczynam regularny oprysk podłogi, bo moja koleżanka w czasie mojej nieobecności rozprawiła się z łażącymi po stole stworzonkami w sposób nie pozostawiający złudzeń co do możliwości przebywania z nimi pod jednym dachem:). Przed 7 kładziemy się spać nastawiając budzik na 9. Muszę szybko wyspać się, bo zaplanowałam na dziś rekonesans po okolicy.

        Dzwonek budzika wyrywa mnie z głębokiego snu, pod powiekami piasek, w głowie "myśli nieuczesane". Z zewnątrz docierają głosy tych, którzy się już wyspali. Pora na śniadanie i na spotkanie z rezydentką.

                Pyszne śniadanie poprawia mi humor, choć zarwana noc da o sobie znać skrajnym zmęczeniem przez cały dzień. Pani Ania, opiekująca się z ramienia biura podróży naszą grupą, okazuje się bardzo miłą i dobrze przygotowaną osobą. Pięknie mówi o Majorce zachęcając nas do spacerów i zwiedzania okolicy. Miasteczko ma bardzo prostą topografię. Po wyjściu z hotelu w lewo należy dojść do ronda, a potem w zależności dokąd chcemy dotrzeć albo w lewo, albo w prawo ewentualnie prosto:).

           Decydujemy się na spacer w nieznane. Mijając białe domy z brązowymi okiennicami dochodzimy do jednej z niezliczonych zatoczek nad którą wybudowano luksusowe hotele. W powietrzu unosi się słodki zapach petuni, którymi obsadzono trawniki, nad nami błękitne niebo i palmy. Wody zatoczki Cala Egos mają wszystkie odcienie koloru niebieskiego, gdzieniegdzie widać całe płaty turkusowej wody, w innym miejscu zachwyca głęboki granat. Schodzimy w dół po mocno zerodowanych skałkach. Czas na kontemplowanie tego co w dole. Chwilo trwaj:)

        Nazajutrz, 29 kwietnia, udajemy się  w przeciwną stronę niż poprzednio. Dochodzimy do wysokiego klifowego wybrzeża. Tu krajobraz przypomina powierzchnię innej niż Ziemia planety. Skalista powierzchnia na której mnóstwo małych kraterów, w jednych szkli się niebieska woda, w innych wyparowała już osadzając na ich dnie kryształki soli, jeszcze w innych żółte plamy odparowanej wody. Taki księżycowy krajobraz. Można zejść na mikroskopijną plażę na której zmieści się nie więcej niż 3 - 4 osoby! Spacerujemy po skałach, które poddane działaniu wiatru i wody morskiej do złudzenia przypominają porowatą powierzchnią, powulkaniczną lawę, są to jednak skały wapienne mocno zerodowane. Silnie spękane z wyżłobionymi małymi nieckami białe wapienie są podłożem dla zachodzących zjawisk krasowych.

               Z jednej strony aż po horyzont morze, z drugiej teren zamyka hotel przed którym założono kaktusarium. Na pieczołowicie zadbanej niewielkiej działce posadzono kilkadziesiąt odmian sukulentów. Pięknie kwitnące kaktusy, a wśrod nich draceny, agawy i opuncje przyciągają wzrok. To bardzo piękne miejsce. O wysoki brzeg rozbijają się fale, gdzieś w oddali widać maleńkie łodzie rybackie i wycieczkowy statek. Siadam na klifie i staram się zamknąć pod powiekami to co widzę. W uszach brzmi uwaga jednego z kolegów wygłoszona przy śniadaniu. Wspominał on spotkanie z agentem firmy ubezpieczeniowej zachęcającym nas do przystąpienia do OFE. Snuł wizję, że zamiast klepać biedę na emeryturze będziemy mogli odpoczywać na wielbłądzie pod palmami. Oczywiście podchodziliśmy do tego sceptycznie. Niemniej jednak przy stoliku przy którym odbywała się rozmowa siedziało 6 osób z czego pięcioro to emeryci. Stanowimy więc 5/6 składu. A nad nami palmy, co prawda wielbłądów brak, ale nie narzekamy. 

  • Majorka
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka
  • Majorka- Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos
  • Majorka - Cala Egos