Kolejny punkt podróży - Fez.
Fez jest najstarszym z królewskich miast Maroka, które zostało założone przez Moulaya Idrissa I w 789r., a wybudowane przez jego syna Idrissa II. Idris I był pierwszym islamskim władcą Maroka i założycielem pierwszej islamskiej dynastii panującej Idrissidów.
Najstarsza część miasta, czyli medyna Fes el-Bali, otoczona średniowieczymi murami z pięknymi bramami miejskimi w 1981r. została wpisana na listę Unesco. Jest największą średniowieczną medyną na świecie. Wiele miejsc pozostało niezmienionych od setek lat, a rzemiosło wykonywane jest tradycyjnymi metodami.
Tutaj spotkaliśmy się z pierwszymi teksatmi tubylców wyuczonymi od Polaków w stylu "dobra, dobra, zupa z bobra", a przed wejściem do garbarni (wstęp 10 MAD) zapewniano nas, że "no smród".
W Fezie spróbowaliśmy marokańskiego specjału tagine - duszone mięso z warzywami i przyprawami, pyszne i z tych, które jedliśmy, w Fezie było najsmaczniejsze. W zestawie była zupa z zielonej soczewicy, bardzo smaczna, a na deser plastry pomarańczy, posypane cynamonem, z kawałkiem banana. Wszystko pyszne za jedyne 40 MAD, herbata miętowa 10 MAD.
Przełamałam wreszcie swoje obrzydzenie i spróbowłam ślimaka - smak nijaki, a cały czas przypominały mi sie ślimaki w moim ogródku. Nie będę pisać, co z nimi robię, ale na pewno nie gotuję.