Do Manili dojechaliśmy o 4 nad ranem. Poczekaliśmy aż już wszyscy się rozjadą i taksiarze zmiękną. Na początku nas wyśmiewali i pukali się w głowę ale w końcu jeden taksówkarz sam podszedł i zaproponował taxi meter (wyszło 180pesso) ale przejazd za to był szalony, kierowca był jebaniutkim czarodziejem, znającym wszystkie zakamarki z gracją omijającym korek uliczny. W jednym kawałku dowiózł nas na terminal z którego po 5 minutach odjechaliśmy do Tagaytay. Jesteśmy w Tagaytay na dzień dobry mamy spinkę jak zwykle w nowy miejscu, jak zwykle gdy stają naprzeciw siebie dwie skrajne postawy : moja wyluzowana i przewrażliwiona Jerasa, że niby nikt mu nie pomaga ogarniać noclegu i ustalać gdzie jesteśmy, wertować internet i przewodniki. Mi naprawdę jest bardzo wszystko jedno gdzie będziemy spać - przejdziemy po kilku pensjonatach, wybierzemy najtańszy w dobrym standardzie i będzie git, przysięgam:)…No i wybraliśmy w końcu pensjonat Overlookin którego nie było w przewodniku ani nie był naszym typem z internetu.(pokój 4os na piętrze za 3200pesso)
Zjeżdżamy w 4 osoby jednym trycyklem w dół do jeziora za 20 pesso na osobę choć chciał dużo więcej. Spuścił z ceny wiadomo ale zawiózł nas do swojej restauracji (400/500 pesso obiad) gdzie też cumowały jego łodzie którymi trzeba było się dostać na drugą stronę.(1500pesso za łódź) żeby zobaczyć wulkan Taal. Ogólnie to znajdujemy się w niesamowitym położeniu bo jesteśmy na Filipinach na wyspie Luzon na której znajduje się jezioro, na którym znajduje się wyspa gdzie jest wulkan w którego kraterze znajduje się jezioro na którym znajduje się wyspa:) Bardzo miło nas zaprasza na swoją łódź jednakże wolimy się jeszcze przejść zorientować w cenach u innych przewoźników – no i faktycznie udało się zejść na 1300pesso do czego dochodzi opłata klimatyczna 50 pesso. Na miejscu oferują nam przewodnika – z konia Pan spadłeś ? jesteśmy z Polski, Polacy nie płacą za przewodnika:)
To może konia chcecie? Patrz Wyżej…Może maski ochronne za 20 pesso na twarz ?? Po co mi to? Nie przesadzacie? Japończykom to możecie wcisnąć…
Kto mógł przewidzieć jak to będzie wyglądało? NIKT!! To była droga przez mękę, właściwie żeby cokolwiek zobaczyć na tych Filipinach jak na razie to trzeba się srogo umęczyć. Godzina drogi pod górę w słońcu była by znośna gdyby nie to że z góry na dół i z dołu do góry mijały nas całe tabuny turystów, którzy jednak wzięli sobie konie …A te owe konie praktycznie nie przerwanie wzbijały w powietrze tumany kurzu. Byliśmy cali umorusani tym syfem gdy doszliśmy wreszcie na szczyt. W kraterze ukazało nam się jezioro. Ja kąpielówki miałem już na sobie, jak się okazało po raz kolejny niepotrzebnie bo znowu nie można się tu kąpać. Podsłuchałem za to rozmowę miejscowego z jakimś skośnym odnośnie zdjęć w ramkach, koszt dla nich to 300 pesso z zaznaczeniem, że dla amerykanów koszt tej samej usługi wynosi 1200pesso. Dobra schodzimy znajdujemy naszą łódkę i chcemy odpływać jednakże pojawiają się dwie osoby w bandanach na twarzy i chcą 50 pesso nie wiadomo za co, coś mamroczą i wystawiają ręce a nasz kapitan czeka aż zapłacimy. Myślałem że chodziło o parking łódki, o pilnowanie łódki ale nie. Okazało się, że chcieli pieniądze za wypchnięcie nas. No i wszystko jasne, jak tak to jak najbardziej…wstaniemy i sami sobie wypchniemy. Kapitan zobaczywszy to też zmiękł i poszedł na tył łodzi by samemu bez żadnego problemu wypchnąć łajbę kijem od brzegu. Naciągaczka zaś została na brzegu i zaczęła uderzać się pięściami w głowę – zrozumiałem to przesłanie – to był wyraz szacunku dla nas iż nie daliśmy się nabić w butelkę i to ona stała się rogaczem w tej sytuacji:)
Dobra jesteśmy wymęczeni fest ,chcemy wracać na górę ogarnąć się i iść jeść coś w normalnej cenie. W dół zjechaliśmy trycyklem za 20pesso na głowę więc chcielibyśmy w tej samej cenie wjechać ale ceny teraz wahają się w tysiącach, schodzimy do 300 pesso a nawet do 250, już mieliśmy wsiadać do tego trycykla w 4 osoby i jechać pod górę (ja nie wiem czy byśmy wjechali tam i w jakim czasie) ale na szczęście dziewczyny poszły po wodę do sklepu gdzie stał koleś swoim wypasionym jeepem który i tak jechał na górę do miasta, i wziął nas za 250pesso.Było bardzo wygodnie szybko i szalenie na zakrętach. Traktowaliśmy to wręcz jako dodatkową atrakcję:)Ogarniamy się z tego syfu i żeby sobie wynagrodzić te męki wybieramy najdroższą knajpę w okolicy Bags of Beans. Zamawiam Blue Marlin z ziemniaczkami i ice tea za 460 pesso, a co tam – to najdroższe jedzenie jakie jadłem podczas tej podróży. Przeszliśmy trochę po straganach, zjadłem grillowaną ośmiorniczkę i kalmary - spoczko. Winczi zaś sprawdziła polecane Halo Halo – napój będący mieszanką różnych rzeczy – zostawiła go – nie polecamy. Na straganach wiele ciekawych ciekawych rzeczy jeszcze w ciekawszych cenach - buty można kupić tu za 25zł. Kupiliśmy browarki i udaliśmy się na nasz taras by rozkminić co tu robić kolejnego dnia. Niby mają jezioro ale nikt w nim nie pływa, innych rozrywek też próżno tu szukać. Zawijamy.
WSKAZÓWKA: Wiadomo Polaku żeś sam sobie sterem żeglarzem i okrętem i o braniu przewodnika nawet nie chcesz słyszeć ale wchodząc na wulkan Taal koniecznie zakup sobie tą maskę na twarz:)