Plan zwiedzania był nakreślony przez nas bardzo ambitnie, miałyśmy obejrzeć co się tylko da, oszczędzać miałyśmy bardziej czas niż pieniądze. Nie dlatego, że pieniędzy miałyśmy mnóstwo tylko dlatego, że w Peru tanio.
Więc ku rozpaczy koleżanek i mamy z Limy po spędzeniu 1 nocy, wyjechałyśmy autobusem nocnym lub świtowym o 3:45 do Paracas. Okazało się, że peruwiańskie autobusy różnią się trochę od naszego polskiego autobusu lub nawet wyobrażenia o nim. Na dworcu pani wręczyła nam miejscówki (cos jak boarding card) i przyjęła od nas plecaki, procedura podobna jak na lotnisku czyli nadanie bagażu.
Potem sprawdzono nasze paszporty i wpuszczono na pokład autobusu, dostałyśmy kocyki i poduszki, rozłożyłyśmy siedzenia do pozycji leżącej i poszłyśmy spać. Rano dostałyśmy śniadanie i gorącą kawę/herbatę. W Paracas zobaczyłyśmy terminal autobusowy zbudowany z trzciny i biuro podróży (też z trzciny) gdzie pani nam sprzedała wycieczki do Narodowego Parku na pustynię i na wyspy Ballestas czyli małe Galapagos.