koleżanek nigdy za dużo. W Łodzi mieszka Peruwianka – koleżanka nasza, więc na lotnisku w Limie czekały na nas jej koleżanki i mama. Wszystkie bardzo przejęte, że dwie dziewczyny z Polski chcą same jeździć po Peru, a to takie niebezpieczne.
Pokazały nam Limę w nocy z auta, cały czas prosząc o zamknięcie okien, żeby nam nie wyrwano aparatów. Lima była zakorkowana na maksa bo właśnie obchodzono rocznicę jej założenia. Koncerty, festyny , powiedziałabym że baloniki, koniki i wata cukrowa ale były banany, pisco sour i fontanny. Banany – w formie czipsów solonych, pisco sour – bimber z winogron z sokiem z limonki i białkiem jajka (całkiem niezłe gdyby tym bimbrem tak nie śmierdziało) fontanny ku ogólnej radości dzieci i młodzieży do kąpieli i zabawy.
Na drugi dzień trochę pochodziłysmy z mamą, odwiedziłysmy Museo de Oro, Muzeum przy Ministerstwie kultury z wystawą o terroryzmie w Peru i grupie Swietlisty Szlak. Mama nam jeszcze opowiadała, co ona przeżyła. Byłyśmy nawet w katedrze i dziwiłam się, że na mszy po każdym „amen” księdza, orkiestra dęta wali ile sił w płucach, widać taki zwyczaj. Jednak kiedy zobaczyłam panią prezydent i resztę świty, zrozumiałam, że byłam na uroczystej mszy z okazji rocznicy założenia Limy. Wieczorem Park z fontannami i dalszy ciąg fiesty.
a raniuteńko autobus.