Podróż Peru - teraz albo nigdy! - Aguas Calientes, Machu Picchu i Huayna Picchu



2014-02-27

Organizacyjnie wygląda to tak:

z Cuzco jest autobus do Ollantaytambo (nic nie szkodzi, ja tez na początku miałam problemy z płynnym przeczytaniem nazwy miasteczka) i  przy okazji wizyta w ruinach.

Z Ollantaytambo (czyt. ojantajtambo) mamy pociag do Aguas Calientes.

Aguas Calientes to mieścinka a raczej skrzyżowanie paru ulic, przepraszam deptaków  i punkt wypadowy autobusem do Machu Picchu.

Pociąg posiada okna klasyczne :) i okna w suficie co oznacza, że widoki na pewno zapierają dech w piersiach. Nie doświadczyłam tego zapierania,  majac bilet na 17, dowiedziałam się, że ten o 17 to odjeżdża o 20, a o 20 to juz jest ciemno :(

W Aguas Calientes byłyśmy około północy, bo pociąg czasem sobie tak postał w szczerych górach, bo pola tam nie ma, nawet szczerego.

W hotelu czekał na nas przewodnik i powiedział, że wróci po nas o 6 rano. My wstałyśmy, ale recepcjonisty nie było bo jeszcze spał, poinformowała mnie o tym jakaś wściekła Francuzka. Poinformowała i wyszła. Odnalazłam kuchnię, znalazłam bułki, dżem, banany,  mate de coca, mikrofalówkę i zrobiłam śniadanie sobie i koleżance. Koleżanka też się obudziła i zeszła na śniadanie, a potem obudził się i przyszedł recepcjonista. Został lekko opitolony,  biedak się schował w toalecie i juz nie wyszedł.

Odnalazłyśmy przystanek autobusowy, bo nasz przewodnik tez jakiś taki nieskory do współpracy był, i pojechałyśmy zygzakiem (tak nazywają drogę tubylcy) do Machu Picchu.

Widoki zapierały dech w piersiach (oczywiście), fociłyśmy przez okna autobusu.

Nie muszę wspominać, że nasze modlitwy do Pachamamy o piękną pogodę , zostały należycie wysłuchane. Pogoda była jak z folderu reklamowego. 

Przy wejściu sprawdzono nam paszporty i bilety, i skierowano na Huayna Picchu. Poszłyśmy za strzałkami, drogowskazami i ... umierając po drodze weszłyśmy na tą pionową górę, gdzie inkascy astronomowie zbudowali sobie obserwatorium astronomiczne.

Górka ta porośnięta jest dziewiczą dżunglą, wykute przez Inków wąskie schodki wiodą na górę 400 turystów dziennie, żeby nie zniszczyć lokalnej fauny i flory, żeby turyści na tych wąskościach się nie pozadeptywali nawzajem. Z tej całej fauny i flory widziałam błękitnego koliberka, ale taki szybki był, że nawet nie ruszyłam ręką jak zniknął i krzaczek poziomek bez owoców tylko kwiatki były.

Ogólne spostrzeżenie, przy okazji olimpiady zimowej w Soczi. Przedstawicielek krajów skandynawskich nie zauważyłyśmy, natomiast kondycja Włoszek była tragiczna, Japonki w maseczkach cierpiały na gwałtowne odcięcie tlenu, my nasz kraj reprezentowałyśmy godnie, nie okazując słabości. Wszelka słabość była zamieniana sprytnie na artystyczne próby fotografowania pejzażu. Po czym mijałyśmy wszystkie rywalki z lekkim uśmiechem, idąc lekkim krokiem oczywiście. Zadziwiająco dużo płci pięknej było, tej drugiej jakoś mało zauważalnie.

Umęczone i szczęśliwe poszłyśmy na spotkanie z przewodnikiem. Czekałyśmy z pół godziny, coś kombinował i w końcu nas sprzedał innemu. Sam sobie jakąś prywatną fuchę złapał.

Ja poszłam do anglojęzycznego, koleżanka do hiszpańskojęzycznego.

Po całym kompleksie Machu Picchu zrobiłyśmy  tour z przewodnikiem, który opowiadał nam jeszcze o Huayna Picchu. Któryś z turystów powiedział, że nawet jakby mu zapłacili to by tam nie wszedł. Popatrzyłyśmy na niego z Włoszką, tak lekko z góry, z takim pobłażaniem na zasadzie co ty wiesz koleś o Huayna Picchu itd :)

Zjechałyśmy zygazkiem z powrotem do hotelu, recepcjonista wyszedł już z tej toalety, powiedziałm mu, że jest nam winien  mate de coca za ten poranek. W zasadzie to nic nam nie był winien ale nam się pić chciało. Koło hotelu spotkałyśmy Anglika, który jechał z nami do Puno, zaprosił nas na piwo, ale nie miałyśmy czasu, za długo piłyśmy mate de coca.

Śpieszyłyśmy się do banos termales czyli na baseny z gorącą wodą ze źródeł termalnych. Nic lepszego nas nie mogło spotkać, zrzucić trapery i zanurzyć się w gorącej wodzie. Na dodatek dno całe było wysypane takim średnim żwirkiem, dla stóp masaż niebiański. Wzbudziłyśmy lekką sensację wśród tubylców, takie dwie blondynki (moje fioletowe afro zostało w Lillehammer). Tak delikatnie nas obserwowali, bo nie wiedzieli czy hiszpański jest nam znany, ale jak zapytałyśmy się o godzinę, to się zaczęło i dzieci i panie ( panowie bardzo nieśmiali szkoda) pytały nas skąd jesteśmy, a jak mamy na imię, a czy się nam tu podoba, jeszcze trochę i miałybyśmy nowe lokum do spania w Limie. 

Powrotny pociąg znowu opóźniony, w Ollantaytambo jesteśmy w nocy i znowu spotykamy Anglika, tym razem umawiamy się w Irish Pubie na drinka, na następny wieczór. Kończymy zwiedzanie zaległych muzeów i bazarków.

 

 

  • widok z Huayna Picchu na Machu Picchu
  • przywitanie
  • Aguas Calientes
  • Aguas Calientes
  • Aguas Calientes
  • droga " zyg-zag" na Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • widok z Huayna Picchu
  • widok z Huayna Picchu
  • widok z Huayna Picchu
  • widok z Huayna Picchu
  • Machu Picchu
  • widok z Huayna Picchu
  • droga na Huayna Picchu
  • Huayna Picchu
  • droga na Huayna Picchu
  • Machu Picchu
  • Huayna Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Machu Picchu
  • Aguas Calientes
  • Aguas Calientes
  • zyg-zag
  • Zawał widziany z bliska
  • mercado w Aguas Calientes
  • Aguas Calientes
  • aguascCalientes