Można odnieść wrażenie, że opactwa w Tyńcu i na Bielanach ze sobą rywalizują. Jadąc obwodnicą miasta ma się dylemat skręcić w lewo czy w prawo, do Tyńca czy na Bielany? Jeżeli uznamy, że opactwo w Tyńcu jest pięknie położone to jak opisać Bielany?! Białe budynki opactwa położone na wzgórzu otoczonym Laskiem Wolskim widać z odległości kilku kilometrów. Piękna jest też dochodząca do klasztoru aleja Wędrowników, uroki której pokazywałem w ‘Jesiennej podróży przez Polskę’. Jest tu pięknie i cicho o każdej porze roku, no może poza niedzielnymi, letnimi popołudniami, kiedy to zbyt wielu krakowian przybywa tu by tą ciszą się rozkoszować…
Dawno nie byłem wewnątrz, stąd postanowiłem wybrać się do środka. Stoję sam pod furtą klasztorną i czekam… Punktualnie o 11.00 furta się otwiera a ja widzę obrazek niczym kadr z filmu ‘Pan Wołodyjowski’. Stoi przede mną zakonnik z co najmniej półmetrową brodą w białym habicie z kapturem i spogląda pytającym wzrokiem… Trochę zakłopotany, nieśmiało pytam czy mógłbym wejść. Zakonnik na to: „na modlitwę zawsze…”. Nie pozostaje mi nic innego jak udać się prosto do kościoła. Słyszę za sobą jeszcze pytanie czy długo będę bo o 11.30 bracia będą śpiewać różaniec. Odwracam się i deklaruję, że oczywiście nie będę przeszkadzał i do tego czasu opuszczę mury klasztorne. W odpowiedzi słyszę zaproszenie do wspólnej modlitwy… Czuję się wyjątkowo wyróżniony znając bardzo surowe reguły tutejszego zgromadzenia. Wchodzę do kościoła, zamykam drzwi i stoję kilka minut zaskoczony pięknym wnętrzem i ciszą. Kto nie doznał jej w Tyńcu tu na pewno ją usłyszy. Od samego progu klasztornej furty czuję się onieśmielony. Trochę jak intruz. Jestem w zupełnie innym świecie. Kameduli teren w obrębie swoich murów nazywają strefą świętego milczenia i samotności. Żyją podobnie jak benedyktyni według reguły Świętego Benedykta. Jak różnie te dwa zgromadzenia tę regułę interpretują można się przekonać odwiedzając Tyniec i Bielany. Kameduli są zobowiązani do pracy fizycznej, modlitwy, pokuty oraz życia pustelniczego. Mnisi żyją we własnych domkach, zachowując milczenie i zbierając się tylko na modlitwy (oraz kilka razy do roku na wspólne posiłki). Wyrzekają się potraw mięsnych. Trudno w to uwierzyć ale nie mają telewizji, radia, Internetu. Istny kosmos a raczej mikrokosmos! A dostać się do tego mikrokosmosu [czytaj eremu] nie jest łatwo. Zasad jest taka, że wstęp do klasztoru mają wyłącznie mężczyźni. Mogą oni wchodzić za bramy klasztoru codziennie przez cały rok ale tylko w czasie otwierania furty o wyznaczonych godzinach. Niewiasty mają gorzej. Mogą wejść tylko dwanaście razy w ciągu roku, podczas największych świąt ale też wyłącznie do kościoła na mszę…
Mimo zaproszenia nie zostałem na wspólny różaniec z braćmi. To byłoby zbyt brutalne naruszenie ich strefy milczenia i samotności…