Podróż Tajlandia Północna część III - Chiang Rai i herbaciane pola Mae Salong



Do Chiang Rai dojeżdżamy około północy. Część miasta, którą przejeżdżamy nie wygląda zachęcająco. Marek potwierdza moje odczucia, mówiąc ,że miasto jest po prostu ohydne. Wydaje mi się, że ma rację. Na razie jednak znajdujemy hotel i zmęczeni kładziemy się spać.

Dzień zaczynamy wcześnie. Ruszamy na zachód ku granicy z Birmą do miejscowości Tha Ton. Po drodze mijamy wiele sadów z dojrzałymi już papajami i lychee. Ruch na tej drodze jest niewielki, natomiast sporo policji. Tędy wiedzie jeden z głównych szlaków przemytu heroiny, pochodzącej głównie z Birmy. Jednak i w tej części Tajlandii w odciętych od świata górskich dolinach wiele jest ukrytych pól makowych. 

W Tha Ton gwoździem programu jest Buddha Park - kompleks świątynny, który nawiązuje również do miejscowej historii i mitów. Piękny stąd widok na rzekę w dole i otaczające góry już po birmańskiej stronie.

Stąd jedziemy dalej poprzez góry i pola herbaciane do Mae Salong  miejscowości założonej przez żołnierzy jednej z armii kuomintangu, która wyszła z Chin pod naciskiem napierających wojsk Mao.

Centrum Mae Salong to skrzyżowanie dróg, przy którym rozłożyły się kramy targowe. Targ nie jest wielki, bo i ludzi w okolicach niewielu, a turystów - przynajmniej tych odróżniających się od lokalsów  niemalże wogóle nie ma. 

Marek skręca w zupełnie niewidoczną drogę za budami i wjeżdża na coś w rodzaju tarasu, na którym stoi coś w rodzaju dużej wiaty. To restauracja - oznajmia. Tutaj zjesz najlepszą kaczkę, jaką jadłaś w życiu. He he myślę sobie...toż ja na wsi się wychowałam i kaczek pożarłam już całe stadko. Nie zaskoczy mnie więc żaden Taj, czy inny Chińczyk swoją. Zamawiamy smażone, miejscowe grzybki, no i kaczkę. Grzybki przynoszą nam po krótkiej chwili. Wyglądają troszkę dziwnie. Zanim wezmę je do ust ukradkiem patrzę czy Marek już zajada swoje. Zbyt wiele razy słyszałam dowcipy o kobietach, które nie chciały jeść grzybków, by moja uwaga na ten moment nie wyostrzyła się. Widzę jednak , że Marek swoje grzybki nie tyle pożera, co pochłania i już łakomie patrzy na moją porcje. Znaczy, że pewnie nie są trujące, a jeśli będę się jeszcze chwilę ociągała, to moja porcja rozpłynie się w absolucie...to znaczy w markowym żołądku :) Zabieram się więc za nie szybko i ...czuję niebo w gębie. Po prostu cuuuudowne! Teraz czekamy na kaczkę. Trwa to dosyć długo, niemalże  trzy kwadranse. W między czasie przechodzi nad nami mały potop. W końcu kaczka ląduje na stole. Po spróbowaniu pierwszego kęska nasze relacje zaczynają przypominać te z filmu "Walka o ogień" :) Pożeramy kaczkę na wyścigi , skrycie marząc o tym , by to drugie z nas jeśli nie udławiło się na amen, to chociaż na tyle, by zwolniło tempo. Niestety - Marek ani na chwilę nie zwolnił, a ja ...no przecież musiałam bronić honoru małych ludzi, a i kobiet też, więc również nie odpuściłam. Ptak, który miał pecha znaleźć się na naszym półmisku zniknął w przeciągu 3-4 minut. Niestety drugiej porcji nie zamówimy z powodu braku kaczek :(  Z opuszczoną głowa, powoli idziemy do auta i jedziemy do najładniejszego hotelu w pobliżu - Flower Resort. Od tego momentu temat wspomnień o kaczce będzie często pojawiał się w naszych rozmowach.Możecie mi wierzyć,że nigdy w życiu nie jadłam tak dobrej kaczki!

Jest już po południu , kiedy zajmujemy pokój. Ja jestem bliska rozpaczy, bo nasze plany niestety nie uwzględniają ponownego odwiedzenia Chiang Rai. Na mieście mi nie zależy, ale na świątyni Wat Rong Khun, około 13 km na południe od Chiang Rai zależy mi piekielnie. Marek widzi to i decyduje , że zaraz tam pojedziemy. Wsiadamy więc w auto i pędzimy po wysokogórskich drogach 90 km do Chiang Rai, + jeszcze 13 km  do świątyni. 

 Niestety sama świątynia jest już zamknięta, ale dobrze można się jej przypatrzeć z zewnątrz. Plusem jest niemal kompletna o tej porze pustka. Chodzimy więc dookola, robimy trochę zdjęć i już nocą wracamy do naszego hotelu w górach.

  • Ulica w Chiang Rai
  • Portret króla
  • Świątynia kogutów
  • Świątynia kogutów
  • Świątynia kogutów
  • Kościół
  • Dojrzałe owoce lychee
  • To nie jest Afryka :)
  • Tha Ton
  • To nie jest Afryka :)
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Wat Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Tha Ton
  • Stragan z herbatą na targu w Mea Salong
  • Uliczka w Mae Salong
  • Taj w katolickiej misji
  • Widok z drogi do Mae Salong
  • Widok z drogi do Mae Salong
  • Oferta noclegów w Mae Salong
  • Stragan z herbatą na targu w Mea Salong
  • Kościół w katolickiej misji
  • Mae Salong
  • Mae Salong
  • Mae Salong
  • Mae Salong
  • Mae Salong
  • Mae Salong
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Wat Rong Khun
  • Widok z hotelu w Mae Salong
  • Śniadanie z widokiem