Podróż W zimnym kraju gorącego słońca - W małym Marakeszu



14 stycznia 2012 roku

           Po szybko przespanej nocy, emocje jak zawsze w Maroku dają o sobie znać, zwłaszcza, że trasa w góry Atlas może zaowocować spotkaniem z błękitnymi ludźmi czyli Tuaregami, dosłownie zwlekam się z łóżka. Wczorajszy spacer po Agadirze z lekko wilgotnymi włosami daje mi się we znaki. Łupie mnie głowa na wysokości zatok i jestem jakaś ciepła. W autokarze zajmuję miejsce przy środkowych drzwiach, rozłożenie fotela nikomu nie będzie przeszkadzać. Poznajemy naszą pilotkę i przewodniczkę w jednej osobie, panią Martynę, współpracującą z polskimi biurami podróży organizującymi wycieczki po Maroku, ale i właścicielkę własnego biura, która ma różne pomysły na zwiedzanie tego kraju, a jak się później okaże o Maroku wie, chyba, wszystko.

Jedziemy w okolice, gdzie na pewno spotkamy rdzennych mieszkańców Maroka czyli Berberów.

Berberowie zamieszkiwali Maroko, północno – zachodnią część Afryki zanim Fenicjanie w XII wieku p.n.e. założyli wzdłuż wybrzeża kupieckie osady. Wojownicze plemiona Rzymianie nazwali Barbarus co dało obecnie funkcjonującą nazwę Berberów. Życie ich zasadniczo różni się od zwyczajów zamieszkujących północ Maroka Arabów co widać i słychać. Język berberyjski różni się w różnych stronach bo dzieli się na 3 dialekty. Ich architektura to całkowicie odrębny sposób budowy domów, kazby czyli ufortyfikowane domy zawsze mają blanki i zbudowane są z charakterystycznego dla tych rejonów budulca pise.  

           Po niewiele ponad godzinnej jeździe dojeżdżamy do Taroudant. Wiele osób, tuż po wyjściu z autokaru, rozgląda się za miejscem w którym można wymienić przywiezione pieniądze na obowiązującą tu walutę. Niestety mijany bank przy placu na którym rozłożyli swoje mini – stoiska sprzedawcy pamiątek jest nieczynny. Od naszej przewodniczki, wszystkowiedzącej Martyny dowiadujemy się, że na południu słabo rozwinięta jest sieć „change office” za to funkcjonują bankomaty wymieniające każdą walutę na potrzebne nam dirhamy. Organizujemy więc szybką „kasę pożyczkową”, której prezesem zostaje Martyna. Dzięki jej życzliwości możemy napić się wspaniałych świeżych soków i zjeść cudownie pachnący berberyjski chleb.

Taroudant nazywany jest małym Marrakeszem, bo tak jak i on otoczony jest imponującymi murami w kolorze ochry zbudowanymi z ubitej pustynnej ziemi suszonej na słońcu wzmocnionej źdźbłami słomy i drzazgami z drzew palmowych. Ciągną się na długości ponad 7 km, a bajkowym wręcz tłem dla nich jest Atlas Wysoki. Nie dziwi takie zabezpieczenie jeśli weźmiemy pod uwagę, że Taroudant było przystankiem na drodze do Marrakeszu dla rządnych władzy kolejnych dynastii. Stał się on nawet stolicą dynastii Sadytów w XVI wieku. Z tego też okresu pochodzą najważniejsze zabytki : mury obronne z 5 bramami i bastionami. Wzdłuż murów dochodzimy do pałacu Salam, kiedyś siedziby lokalnego możnowładcy, a dziś **** hotelu.

Wspaniały wybudowany w stylu andaluzyjskim riad jest typowym domem zapewniającym prywatność mieszkającej w nim rodziny i ochronę przed pogodą. Wszystkie pokoje otwarte są na wewnętrzny dziedziniec z ogrodem w którym kwitną hibiskusy, bugenwille i bananowiec, który ma również owoce. W jego centralnej części rosną drzewka cytrynowe i pomarańczowe oraz znajduje się tak ważna dla wyznawców islamu fontanna. Nad wejściem zawieszono piękne lampy, obramowane metalem kolorowe płytki szkła, dają ciepłe światło. Wewnątrz układające się w regularne wzory szkliwione płytki na ścianach zapewniają chłód. Meble z litego drewna, wspaniałe otomany i kanapy pokrywają piękne tkaniny : adamaszki i atłasy. Przeważają ciepłe stonowane kolory, spokojne odcienie brązu ożywiają jaskrawe akcenty. Jeśli dodać do tego misternie rzeźbione pokrycia filarów to przez moment znaleźliśmy się w atmosferze luksusu, ale i domowego ciepła.

           Przez jedną z bram wchodzimy na teren mediny w której tradycyjnie znajduje się bazar, a właściwie 2 souki: berberyjski i arabski. W zamkniętych workach śpią kobry, na straganach piętrzą się usypane w kolorowe kopce przyprawy, różne ziarna sprzedawane są wprost z ziemi. Na innych uliczkach sprzedawcy oferują wyroby z metalu i ze skóry. Oprócz mężczyzn pracują i kobiety. Nie zasłaniają twarzy, ale aż do stóp okryte są kolorowymi obszernymi chustami. Wszyscy są mili, choć tu pierwszy raz zobaczyłam w Maroku uniesioną do góry lewą rozpostartą dłoń na widok podnoszonego do oczu aparatu. Lewą rękę traktują Berberowie jako nieczystą i taki gest oznacza, że nie wyrażają zgody na fotografowanie.

Miasteczko jest autentycznie żyjącym miastem berberyjskim, nie ma tu typowego dla wielu miejsc w maroku blichtru i orientalnej cepelii. Turystów widzi się niemało, nie wzbudzały więc sensacji moje jasne włosy i oczy. Z drugiej strony nie jest to nawiedzana gromadnie "turystyczna Mekka" co sprawia, że można poczuć i chłonąć prawdziwie berberyjską atmosferę. 

           Przed nami droga do Taliouline. Wjeżdżamy w teren górzysty. Tu naprawdę widać barwy Maroka. Intensywnie niebieskie niebo, wpadająca w czerwień ziemia, z rzadka pojawiające się kępki zielonej trawy.  Za oknami pokazują się też liście drzewa arganowe w towarzystwie nieodłącznych kóz.  Te drzewa, a właściwie uzyskiwany z pestek znajdujących się wewnątrz owoców przypominających zielone oliwki, olej,  to jeden z naturalnych skarbów Maroka.  Rosną one tylko w Maroku w okolicach Agadiru.  Mimo prób przesadzania w inne zbliżone klimatem miejsca nie udało się uzyskać owoców.

Drzewa arganowe zaliczane są do rodziny drzew żelaznych czyli takich, które mają bardzo twarde drewno. Twarde są również pestki znajdujące się w owocach okrywające mały migdałek zawierający prawdziwy skarb nie tylko medyczny, ale i kosmetyczny.  Owoce te są przysmakiem kóz, którym nie straszne cierniowate drzewo na które sprawnie się wdrapują, bo jest ono rozłożyste i karłowate. Kozy zjadają owoce wypluwając lub wydalając pestkę. Wtedy zbiera się pestki i tradycyjnie kobiety oczyszczają je, rozłupują i suszą. Następnie uprażone orzeszki zalewa się wodą i ręcznie mieli w żarnach. Uzyskany olej ma czerwonawe zabarwienie i lekko orzechowy smak.  Produkuje się w 2 wersjach jako olej spożywczy doskonale obniżający cholesterol i poprawiający krążenie krwi oraz olejek kosmetyczny wspomagający leczenie różnych skórnych wyprysków i nawilżający skórę. 

  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant
  • Taroudant